Pozdrawiam.
~Mary.
___________________________________________________________
Skoczył w morze ciemne i mordercze.
Ześliznął się po taflach cienia,
Miał ciężkie serce.
Nie musiał przywiązywać kamienia.
Ostatnie
zadanie rozpoczynało się o dwudziestej i wszystkie pary miały się
stawić na błoniach, tam, gdzie ostatnim razem. Było ciemno i
zimno, a całość oświetlała już tylko zorza polarna. Hermiona
klęła w duchu, że nie ubrała się cieplej, ale Draco wyglądał
na w pełni zrelaksowanego. Za nimi zebrało się już wiele osób,
które z napięciem czekały na rozpoczęcie widowiska. Snape jak
zwykle miał beznamiętną minę i patrzył na wszystko z lodowatą
obojętnością. W końcu na środek wyszedł dyrektor.
- Witam naszych finalistów! Zadanie na dzisiaj jest proste, musicie przeżyć noc w tym lesie. Zapewniam was, że nie ma tam nic, co mogłoby was zabić, jedynie bardzo uszkodzić! - po zgromadzonych osobach przeszedł pomruk – Wejdziecie tam równo o dwudziestej, a zadanie zakończy się o godzinie siódmej, przed wami jedenaście godzin walki o wygraną. W razie rezygnacji, z dowolnego powodu, należy wypuścić z różdżki czerwone iskry, natychmiast zostaniecie znalezieni i bezpiecznie odprowadzeni do zamku. Przed wejściem do lasu dostaniecie mapy do miejsca, gdzie będziecie musieli się udać, życzę wam powodzenia!
- Znowu te cholerne mapy – warknął Malfoy oświetlając pergamin różdżką.
Brnęli już w śniegu od dobrych piętnastu minut, z pewnością mogli stwierdzić, że się zgubili. Na każdy, nawet najmniejszy szelest podnosili swoją czarodziejską broń i rozglądali się niepewnie po krzakach.
- To powinna być polana i tabliczka z naszymi imionami – mruczał bardziej do siebie niż do Hermiony.
Gdyby nie fakt, że Draco Malfoy był prawdziwym mężczyzną, (bo stuprocentowy facet nigdy nie przyzna się, że zgubił drogę) to już dawno usiadłby na drodze, zły na cały świat i oświadczył, że nie pójdzie nawet kroku dalej.
- To chyba tutaj – powiedziała Gryfonka z ulgą, kiedy tylko weszli na jakąś większą polanę.
Miała rację, na środku stała mała tabliczka z napisem Hermiona i Draco. Podeszli na środek i zaczęli się rozglądać, powiedziano im, że czekać tutaj będzie jakiś pakunek. Hermiona zaczynała się już delikatnie irytować, za to Draco klął pod nosem. W końcu dostrzegli na drzewie torbę. Dziewczyna zaklęciem sprowadziła ją na ziemię, a Ślizgon zaczął przeszukiwać zawartość.
- Trochę jedzenia, dwa cienkie koce i dwa grube – stwierdził wisielczym tonem.
Niechętnie poszedł w głąb lasu po trochę gałęzi. Kiedy wrócił, ułożył je w stosik, a Hermiona rozpaliła na nich wodoodporny ogień.
Draco spojrzał na nią uważnie, dziewczyna próbowała rozgrzać dłonie przy płomieniach, ale to było zbyt mało, ta noc była naprawdę mroźna, a na niebie zaczęły pojawiać się deszczowe chmury.
- Nie wzięłaś rękawiczek, Granger? - zapytał spokojnie.
- Zapomniałam ze zdenerwowania – przyznała niechętnie.
Westchnął z rezygnacją, ściągnął swoje rękawiczki ze smoczej skóry i rzucił je w stronę dziewczyny.
- Tylko na nie uważaj, są pewnie warte więcej, niż dom Weasleya.
- Mógłbyś przestać w końcu obrażać Rona? Nie chcę twoich głupich rękawiczek! - warknęła i rzuciła nimi w chłopaka, jej wzrok wyrażał wściekłość.
- Nie wiesz, że to niekulturalne odmawiać pomocy, Granger? - mruknął lodowatym tonem - No cóż, chyba za dużo wymagam od kogoś kto tyle czasu spędza z Bliznowatym i Wiewiórem – zirytowała go jej postawa.
- Dobrze, że ty jesteś kulturalny za nas dwoje – powiedziała ironicznie.
Draco warknął tylko w odpowiedzi bliżej nieokreślone słowo i zauważył, że od kilku dni zaczęła budzić się w nim rycerskość, którą zawsze tak skrzętnie ukrywał. Czas z tym skończyć, zero dobroci dla szlam – pomyślał.
- Dobra, Granger, robi się zimno, a nic nie rozgrzewa lepiej niż inne ciało – uniósł sugestywnie jedną brew.
- Co masz na myśli? - zapytała podejrzliwie.
- To, że będziemy ogrzewać się nawzajem. Zaoszczędzimy koce, jeżeli będziemy leżeli pod nimi razem. A co myślałaś, masz nieczyste myśli, Granger? - uśmiechnął się złośliwie.
Dziewczyna zarumieniła się i spuściła wzrok. Zaczął powoli padać śnieg. Draco wyjął koce, ułożył na ziemi jeden gruby, na nim położył cienki, a dwa pozostałe położył obok. Zaczął padać deszcz ze śniegiem i Hermiona szybko wymamrotała jakieś zaklęcie celując w niebo. Krople zaczęły zatrzymywać się na niewidzialnej barierze i spływać jak po dachu zrobiony ze szkła.
- Mógłbyś też raz coś zrobić – warknęła.
- Po co? Przecież mam ciebie – uśmiechnął się do niej szeroko, na co tylko przewróciła oczami.
Chłopak podszedł do koców i poprawił ich ułożenie.
- Łoże prawie jak w rezydencji Weasley'ów. Wskakuj – uśmiechnął się do dziewczyny promiennie.
- Dlaczego przyczepiłeś się tak dzisiaj do Rona? - zapytała z niechęcią.
- Sam nie wiem, jakoś tak. Nie przywykłem do tego poziomu luksusu – mruknął ironicznie – Kładź się, bo zamarzniemy.
- Nie możemy zasnąć, bo coś może nas zaatakować.
- Spokojnie, tylko trochę się ogrzejemy. No co, boisz się? A ja myślałem, że znakiem Gryfonów jest odwaga... - prychnął.
Podziałało.
Dziewczyna z pewną i zdeterminowaną miną przeszła koło Malfoya i położyła się na kocach. Spojrzała na niego wyczekująco. Bez wahania zrobił to co ona i przykrył ich pozostałymi kocami. Objął Hermionę, która mocno, lecz z wyrazem niechęci na twarzy, wtuliła się w jego tors. Draco musiał przyznać, że to było bardzo dobre wyjście z sytuacji, powoli zaczął się ogrzewać, a do tego miło było w końcu przytulić się do jakiejś dziewczyny, szkoda tylko, że nie mógł pozwolić sobie na nic więcej. Jej loki łaskotały go w twarz i, tak jak na balu, poczuł bijący od niej zapach lawendy. Po chwili zauważył ze zdumieniem, że wcale nie chciałby posunąć się dalej, wolał po prostu leżeć i przytulać tę małą istotę. Natychmiast odgonił od siebie te myśli, były zupełnie bezsensowne. Spojrzał lekko w dół, dziewczyna zamknęła oczy i wtulała się w niego twarzą.
- Cieplej? - zapytał cicho.
Mruknęła twierdząco, a Draco jeszcze mocniej ją przytulił. Miał ochotę tak z nią zasnąć, czując zapach lawendy.
- Dobra, Granger, czas zacząć warty!
Niechętnie wyskoczył szybko spod koców i podszedł do torby.
- Chcesz coś zjeść? - zapytał.
- Och nie, dziękuję. Zimno tu bez ciebie – wypaliła bez zastanowienia, ale zaraz dotarł do niej sens własnych słów i zarumieniła się nieznacznie.
Bardzo chciał tam wrócić i znów pozwolić jej się w siebie wtulić, ale stwierdził, że zbyt długo nie miał dziewczyny i zaczyna już wariować z tymi czułymi gestami. To zupełnie nie było w jego stylu. Koniec z abstynencją, bo robię się jakiś wrażliwy – powiedział sobie w duchu.
- Czas ustalić warty, ja mogę stanąć pierwszy, prześpij się trochę - mruknął.
Dziewczyna pokiwała tylko głową, zwinęła się pod kacami jak kot i po chwili już spała. Draco nie miał pojęcia co będzie teraz robił, całą siłą woli powstrzymywał się od zjedzenia całego prowiantu. Nie podobało mu się, że jest tu tak cicho, to był w końcu finał, powinni właśnie robić coś, cokolwiek. Staczać pojedynki, opiekować się jakimiś magicznymi zwierzętami lub popisywać się znajomością zaklęć. Cisza przed burzą – pomyślał. Zaczął chyba rozumieć o co chodzi, chcieli uśpić ich czujność i zaatakować dopiero po czasie. Usiadł pod drzewem i pogrążył się w rozmyślaniach. Przeklął w myślach, kiedy deszcz rozpadał się na dobre. Na każdy, nawet najmniejszy szmer, który prawdopodobnie nie był kroplami wody uderzającymi o liście, unosił różdżkę. Co jakiś czas przyłapywał się na tym, że przyglądał się zakopanej pod kocami istocie. Oddychała miarowo, a spod ciepłych warstw wystawała tylko jej twarz. Czasem nie mógł oderwać od niej wzroku. Zirytowało go to, nie rozumiał co się dzieje, nigdy nie zachowywał się tak jak teraz. Skarcił się w myślał, podszedł do Hermiony i obudził ją niezbyt delikatnie, tak dla zasady.
- Teraz twoja kolej, jestem już zmęczony – mruknął i położył się.
Dziewczyna wstała bardzo niechętnie i powoli. Przetarła oczy i przeciągnęła się jak kot. Usiadła pod drzewem, gdzie wcześniej swoje miejsce miał Draco i skuliła się w sobie.
- Z-z-z-z-z-zimno – powiedziała szczękając zębami.
- Same problemy z tobą, Granger – warknął i rzucił jej koc, ten grubszy.
- Dziękuję, – owinęła się nim szczelnie – ale teraz ty zmarzniesz.
- Szczerze wątpię, nie musisz się o mnie martwić.
- Jak myślisz, dlaczego jeszcze nic się nie stało? - zapytała po chwili.
- Myślę, że chcą uśpić naszą czujność. Nie odzywaj się już, chcę spać – odwrócił się do niej plecami.
Skulił się nieznacznie, nie chciał pokazać, że jest mu zimno.
Obudziło go wycie, a zaraz potem ktoś szarpnął go gwałtownie za ramię. Deszcz zmienił się już w prawdziwą ulewę, ale krople zatrzymywały się na niewidzialnej barierze nad nimi, którą wyczarowała Hermiona.
- Malfoy! Malfoy, obudź się! - usłyszał nad sobą dziewczęcy głos.
Niepokój od razu go rozbudził. Usiadł szybko i spojrzał w pełne strachu oczy dziewczyny. Dźwięk znowu się powtórzył.
- Co to było? - zapytał, chociaż dobrze znał odpowiedź.
- Chyba wilkołak, ale... Przecież nie powinno być tu nic, co mogłoby nas zabić – powiedziała niepewnie.
Malfoy wstał i oświetlił różdżką polanę. Stali tak chwilę i nasłuchiwali. Po chwili usłyszeli za sobą trzask łamanej gałęzi, potem kolejny, bliżej. Odwrócili się i w niewyraźnym świetle błysnęły na nich żółte ślepia i kły.
- To jednak jest wilkołak, uciekaj! - krzyknął.
Złapał dziewczynę za ramię i zaczęli biec między drzewa. Wiedzieli, że nie mają szans, ale nie mieli innego wyjścia. Mogli próbować się wymknąć albo zostać pożarci na miejscu. Kiedy tylko wyszli poza barierę, deszcz uderzył w nich z ogromną siłą. Po dwóch minutach biegu pod wiatr byli całkowicie przemoczeni, a krople wydawały się nieprzyjemnie ostre i bolesne w kontakcie z odkrytą skórą. Hermiona odwróciła się.
- Drętwota! - krzyknęła, ale niestety chybiła,.
Czerwony promień minął wilkołaka o pół metra, ale nie było już czasu na kolejną próbę. Draco dobrze wiedział, że zwierz mógł dogonić ich bez problemu, ale on wolał zostawać lekko z tyłu. Nie ładnie bawić się jedzeniem – pomyślał Malfoy, próbował ironią zagłuszyć narastający strach. W pewnym momencie dotarło do niego, że nie ma pełni. Znał tylko jednego wilkołaka, który mógł przemienić się mimo tego, ale on był teraz bardzo daleko. Nie miał czasu się teraz nad tym zastanawiać. Biegł dalej, zostawiają Hermionę lekko w tyle. Powoli opadał z sił i potykał się o korzenie lub własne nogi. Ślizgał się na mokrej ziemi i błocie, a uporczywy deszcz nie pozwalał mu widzieć na dalej niż dwa metry. Woda spływała po mokrych włosach i wpadała do oczu. Wycierał ją uporczywie przesiąkniętym deszczem rękawem, ale nie przynosiło to najmniejszego rezultatu. Poślizgnął się na mokrym korzeniu i pomyślał, że już po nim, ale na szczęście złapał się drzewa przed nim, odetchnął z ulgą. Nagle niebo rozjaśniła błyskawica, a po chwili rozległ się potężny grzmot. I tak zginiemy, w najlepszym razie zostaniemy wilkołakami- myślał gorączkowo. Nikłe światło z jego różdżki nie pozwalało mu na pełen obraz terenu po jakim się poruszał. Odwrócił się, Hermiona została dobrych kilka metrów za nim, widocznie nie miała już siły, a zwierz nadal nie atakował. Malfoy powoli przestawał rozumieć tę sytuację. Oboje powinni już dawno leżeć martwi. Usłyszał za sobą krzyk, Granger potknęła się o coś i teraz leżała na ziemi jęcząc cicho z bólu. Zatrzymał się. Przez pół uderzenia serca rozważał zostawienie jej tam. To tylko brudna szlama – szeptało coś w jego umyśle, wydawało mu się, że słyszy głos swojego ojca. Draco, nie bądź słaby, nie warto ryzykować życia dla kogoś takiego... - miał wrażenie, jakby Lucjusz Malfoy mówił mu do ucha swoje ideologie, mógł sobie wyobrazić wyraz jego twarzy. W umyśle Ślizgona zrodziła się jeszcze jedna myśl, przecież nie może zawieść człowieka, który jest dla niego takim autorytetem. Przecież dopiero niedawno ojciec zaczął być z niego dumny... Zginął ratując szlamę – znów usłyszał głos swojego rodzica, teraz pełen pogardy. Zrobił krok w stronę dalszej ucieczki, ale nie potrafił tak jej zostawić.
- Przepraszam, ojcze, nie jestem taki jak ty – szepnął w przestrzeń, a jego głos utonął w szumie deszczu.
Ruszył biegiem w stronę dziewczyny i, ślizgając się w błocie, pomógł jej wstać. Niedaleko nich błysnęły żółte ślepia.
- Uciekaj! - krzyknął do Hermiony.
Dziewczyna natychmiast zaczęła biec, ale on nie ruszył się z miejsca, czekał na wilkołaka. To wydawało mu się nierealne, ale chyba wiedział, kim on jest. Jeżeli jego przypuszczenia były prawdziwe, to nie stanie mu się żadna krzywda. Jeżeli nie... Nawet nie mógł o tym myśleć. Zamknął oczy, słyszał trzask łamanych gałęzi, a kiedy je otworzył, zwierz stanął tylko pół metra od niego. Draco poczuł na twarzy jego gorący oddech. Zwierz obnażył zęby, ale nie atakował. Teraz Malfoy nie miał już wątpliwości, wiedział, kim on jest.
- Witaj, Greyback. Poznałem cię od razu, jebiesz jak zwykle – powiedział patrząc mu prostu w oczy.
Nie mógł okazać strachu, bo Hermiona mogłaby przypłacić to życiem, o siebie się nie bał, zwierz wydałby wyrok śmierci na własną osobę, gdyby ośmielił się go tknąć. Draco udawał więc opanowanego i twardego, chociaż w środku cały się trząsł.
Z gardła bestii wydostał się charkot, który zapewne był odpowiednikiem śmiechu. Malfoy nie miał czasu zapytać o to, skąd wilkołak się tu wziął. Wiedział, że nie uzyska odpowiedzi, ale chciał dać dziewczynie większą szansę na ucieczkę. Zwierz wyminął go niezgrabnie i pognał za Hermioną. Draco przeklął głośno i ruszył za nim, zbierając w sobie całą energię która mu pozostała. Nie mógł jej teraz tak zostawić, nie zasługiwała na taką śmierć. Prawdę mówiąc nie zasługiwała na żadną. Nie rozumiał dlaczego, ale bardzo się o nią bał. Zwiększył tempo biegu jeszcze trochę, chociaż miał wrażenie, że zaraz upadnie wykończony na ziemię. Mięśnie zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, a skostniał z zimna palce ledwo trzymały różdżkę. Jeszcze tylko kilka kroków... - powtarzał w myślach, aby dodać sobie sił. Potknął się o bliżej niezidentyfikowany przedmiot i poczuł, że upada. Błoto w które wpadł wręcz parzyło jego skórę. Miał wrażenie, że to już koniec, zostanie tam i nie da rady się podnieść. Poczuł jak z jego mięśni powoli uchodzi napięcie, a on zaczyna czuć się dziwnie rozluźniony, spokojny. W tym momencie Draco zupełnie się poddał, pogodził się z rzeczywistością i wydarzeniami wokół niego. Zamknął oczy. I wtedy usłyszał jej przerażony krzyk, przeszył powietrze i przedarł się przez szum deszczu. Malfoy poczuł, że do jego oczu napływają łzy bezsilności, nie dał rady, nie uratował jej. Mógłby w tym momencie zasnąć i umrzeć, wszystko przestało się liczyć, nie zdążył, znów kogoś zawiódł. Wśród kropli deszczu, jego łzy były gorące i dawały mu ukojenie. Pozwolił sobie na tę chwile słabości, nie miał już nawet siły tego powstrzymać. A potem usłyszał krzyk, znowu. Poczuł, jak wraca do niego życie, zebrał w sobie całą energię, wstał i ruszył biegiem w stronę, z której dochodził głos. Czyli jednak nie było za późno, miał jeszcze szansę jej pomóc. Z bijącym serce przyspieszył jeszcze trochę, bał się, że zobaczy jej rozszarpane ciało. Znalazł się na polanie w ostatnim momencie, odetchnął z ulgą, że przybiegł na czas. Nie zdążył jednak zapobiec atakowi. Wilkołak uniósł łapę zakończoną ostrymi pazurami i uderzył nią przerażoną dziewczynę. Rozległ się dźwięk rozrywanego materiału i mrożący krew w żyłach krzyk Hermiony. Upadła bezwładnie na ziemię, najprawdopodobniej zemdlała z bólu, przynajmniej taką miał nadzieję, bo Hermiona nie wykazywała już żadnych oznak życia. Malfoy miał wrażenie, że jego serce na chwilę się zatrzymało, wpatrywał się w całą scenę nie mogąc zrobić najmniejszego ruchu. Chciał natychmiast do niej podbiec, ale stał tylko i wpatrywał się w tę scenę oniemiały. W myślach krzyczał do niej, żeby wykonała jakikolwiek ruch, pokazała, że nadal żyje. Oprzytomniał dopiero, kiedy bestia pochyliła się nad nią. Musiał działać szybko i bezbłędnie, wilkołak nie pozostawił mu najmniejszego wyboru...
- Ej, Greyback – starał się przekrzyczeć deszcz i zagwizdał.
Udało się, odwrócił jego uwagę od Hermiony. Draco dyskretnie wyciągnął różdżkę.
- Wiesz co? Jakoś nigdy cię nie lubiłem... – powstrzymał drżenie głosu i odetchnął głęboko – Avada Kedavra!
Zielony promień rozjaśnił las i pomknął w stronę wilkołaka. Jego wielkie, bezwładne cielsko upadło na dziewczynę. Malfoy natychmiast do nich podbiegł. Z trudem ściągnął ciężką bestię z wątłego ciała Hermiony. Krew z rozciętej skóry na żebrach sączyła się na śnieg. Granger oddychała, ale bardzo słabo. Ślizgon wystrzelił ze swojej różdżki czerwone iskry i czekał na pomoc.
- Żyj, błagam, żyj – mamrotał do nieprzytomnej dziewczyny i złapał ją za zimną rękę – proszę, nie umieraj.
- Witam naszych finalistów! Zadanie na dzisiaj jest proste, musicie przeżyć noc w tym lesie. Zapewniam was, że nie ma tam nic, co mogłoby was zabić, jedynie bardzo uszkodzić! - po zgromadzonych osobach przeszedł pomruk – Wejdziecie tam równo o dwudziestej, a zadanie zakończy się o godzinie siódmej, przed wami jedenaście godzin walki o wygraną. W razie rezygnacji, z dowolnego powodu, należy wypuścić z różdżki czerwone iskry, natychmiast zostaniecie znalezieni i bezpiecznie odprowadzeni do zamku. Przed wejściem do lasu dostaniecie mapy do miejsca, gdzie będziecie musieli się udać, życzę wam powodzenia!
- Znowu te cholerne mapy – warknął Malfoy oświetlając pergamin różdżką.
Brnęli już w śniegu od dobrych piętnastu minut, z pewnością mogli stwierdzić, że się zgubili. Na każdy, nawet najmniejszy szelest podnosili swoją czarodziejską broń i rozglądali się niepewnie po krzakach.
- To powinna być polana i tabliczka z naszymi imionami – mruczał bardziej do siebie niż do Hermiony.
Gdyby nie fakt, że Draco Malfoy był prawdziwym mężczyzną, (bo stuprocentowy facet nigdy nie przyzna się, że zgubił drogę) to już dawno usiadłby na drodze, zły na cały świat i oświadczył, że nie pójdzie nawet kroku dalej.
- To chyba tutaj – powiedziała Gryfonka z ulgą, kiedy tylko weszli na jakąś większą polanę.
Miała rację, na środku stała mała tabliczka z napisem Hermiona i Draco. Podeszli na środek i zaczęli się rozglądać, powiedziano im, że czekać tutaj będzie jakiś pakunek. Hermiona zaczynała się już delikatnie irytować, za to Draco klął pod nosem. W końcu dostrzegli na drzewie torbę. Dziewczyna zaklęciem sprowadziła ją na ziemię, a Ślizgon zaczął przeszukiwać zawartość.
- Trochę jedzenia, dwa cienkie koce i dwa grube – stwierdził wisielczym tonem.
Niechętnie poszedł w głąb lasu po trochę gałęzi. Kiedy wrócił, ułożył je w stosik, a Hermiona rozpaliła na nich wodoodporny ogień.
Draco spojrzał na nią uważnie, dziewczyna próbowała rozgrzać dłonie przy płomieniach, ale to było zbyt mało, ta noc była naprawdę mroźna, a na niebie zaczęły pojawiać się deszczowe chmury.
- Nie wzięłaś rękawiczek, Granger? - zapytał spokojnie.
- Zapomniałam ze zdenerwowania – przyznała niechętnie.
Westchnął z rezygnacją, ściągnął swoje rękawiczki ze smoczej skóry i rzucił je w stronę dziewczyny.
- Tylko na nie uważaj, są pewnie warte więcej, niż dom Weasleya.
- Mógłbyś przestać w końcu obrażać Rona? Nie chcę twoich głupich rękawiczek! - warknęła i rzuciła nimi w chłopaka, jej wzrok wyrażał wściekłość.
- Nie wiesz, że to niekulturalne odmawiać pomocy, Granger? - mruknął lodowatym tonem - No cóż, chyba za dużo wymagam od kogoś kto tyle czasu spędza z Bliznowatym i Wiewiórem – zirytowała go jej postawa.
- Dobrze, że ty jesteś kulturalny za nas dwoje – powiedziała ironicznie.
Draco warknął tylko w odpowiedzi bliżej nieokreślone słowo i zauważył, że od kilku dni zaczęła budzić się w nim rycerskość, którą zawsze tak skrzętnie ukrywał. Czas z tym skończyć, zero dobroci dla szlam – pomyślał.
- Dobra, Granger, robi się zimno, a nic nie rozgrzewa lepiej niż inne ciało – uniósł sugestywnie jedną brew.
- Co masz na myśli? - zapytała podejrzliwie.
- To, że będziemy ogrzewać się nawzajem. Zaoszczędzimy koce, jeżeli będziemy leżeli pod nimi razem. A co myślałaś, masz nieczyste myśli, Granger? - uśmiechnął się złośliwie.
Dziewczyna zarumieniła się i spuściła wzrok. Zaczął powoli padać śnieg. Draco wyjął koce, ułożył na ziemi jeden gruby, na nim położył cienki, a dwa pozostałe położył obok. Zaczął padać deszcz ze śniegiem i Hermiona szybko wymamrotała jakieś zaklęcie celując w niebo. Krople zaczęły zatrzymywać się na niewidzialnej barierze i spływać jak po dachu zrobiony ze szkła.
- Mógłbyś też raz coś zrobić – warknęła.
- Po co? Przecież mam ciebie – uśmiechnął się do niej szeroko, na co tylko przewróciła oczami.
Chłopak podszedł do koców i poprawił ich ułożenie.
- Łoże prawie jak w rezydencji Weasley'ów. Wskakuj – uśmiechnął się do dziewczyny promiennie.
- Dlaczego przyczepiłeś się tak dzisiaj do Rona? - zapytała z niechęcią.
- Sam nie wiem, jakoś tak. Nie przywykłem do tego poziomu luksusu – mruknął ironicznie – Kładź się, bo zamarzniemy.
- Nie możemy zasnąć, bo coś może nas zaatakować.
- Spokojnie, tylko trochę się ogrzejemy. No co, boisz się? A ja myślałem, że znakiem Gryfonów jest odwaga... - prychnął.
Podziałało.
Dziewczyna z pewną i zdeterminowaną miną przeszła koło Malfoya i położyła się na kocach. Spojrzała na niego wyczekująco. Bez wahania zrobił to co ona i przykrył ich pozostałymi kocami. Objął Hermionę, która mocno, lecz z wyrazem niechęci na twarzy, wtuliła się w jego tors. Draco musiał przyznać, że to było bardzo dobre wyjście z sytuacji, powoli zaczął się ogrzewać, a do tego miło było w końcu przytulić się do jakiejś dziewczyny, szkoda tylko, że nie mógł pozwolić sobie na nic więcej. Jej loki łaskotały go w twarz i, tak jak na balu, poczuł bijący od niej zapach lawendy. Po chwili zauważył ze zdumieniem, że wcale nie chciałby posunąć się dalej, wolał po prostu leżeć i przytulać tę małą istotę. Natychmiast odgonił od siebie te myśli, były zupełnie bezsensowne. Spojrzał lekko w dół, dziewczyna zamknęła oczy i wtulała się w niego twarzą.
- Cieplej? - zapytał cicho.
Mruknęła twierdząco, a Draco jeszcze mocniej ją przytulił. Miał ochotę tak z nią zasnąć, czując zapach lawendy.
- Dobra, Granger, czas zacząć warty!
Niechętnie wyskoczył szybko spod koców i podszedł do torby.
- Chcesz coś zjeść? - zapytał.
- Och nie, dziękuję. Zimno tu bez ciebie – wypaliła bez zastanowienia, ale zaraz dotarł do niej sens własnych słów i zarumieniła się nieznacznie.
Bardzo chciał tam wrócić i znów pozwolić jej się w siebie wtulić, ale stwierdził, że zbyt długo nie miał dziewczyny i zaczyna już wariować z tymi czułymi gestami. To zupełnie nie było w jego stylu. Koniec z abstynencją, bo robię się jakiś wrażliwy – powiedział sobie w duchu.
- Czas ustalić warty, ja mogę stanąć pierwszy, prześpij się trochę - mruknął.
Dziewczyna pokiwała tylko głową, zwinęła się pod kacami jak kot i po chwili już spała. Draco nie miał pojęcia co będzie teraz robił, całą siłą woli powstrzymywał się od zjedzenia całego prowiantu. Nie podobało mu się, że jest tu tak cicho, to był w końcu finał, powinni właśnie robić coś, cokolwiek. Staczać pojedynki, opiekować się jakimiś magicznymi zwierzętami lub popisywać się znajomością zaklęć. Cisza przed burzą – pomyślał. Zaczął chyba rozumieć o co chodzi, chcieli uśpić ich czujność i zaatakować dopiero po czasie. Usiadł pod drzewem i pogrążył się w rozmyślaniach. Przeklął w myślach, kiedy deszcz rozpadał się na dobre. Na każdy, nawet najmniejszy szmer, który prawdopodobnie nie był kroplami wody uderzającymi o liście, unosił różdżkę. Co jakiś czas przyłapywał się na tym, że przyglądał się zakopanej pod kocami istocie. Oddychała miarowo, a spod ciepłych warstw wystawała tylko jej twarz. Czasem nie mógł oderwać od niej wzroku. Zirytowało go to, nie rozumiał co się dzieje, nigdy nie zachowywał się tak jak teraz. Skarcił się w myślał, podszedł do Hermiony i obudził ją niezbyt delikatnie, tak dla zasady.
- Teraz twoja kolej, jestem już zmęczony – mruknął i położył się.
Dziewczyna wstała bardzo niechętnie i powoli. Przetarła oczy i przeciągnęła się jak kot. Usiadła pod drzewem, gdzie wcześniej swoje miejsce miał Draco i skuliła się w sobie.
- Z-z-z-z-z-zimno – powiedziała szczękając zębami.
- Same problemy z tobą, Granger – warknął i rzucił jej koc, ten grubszy.
- Dziękuję, – owinęła się nim szczelnie – ale teraz ty zmarzniesz.
- Szczerze wątpię, nie musisz się o mnie martwić.
- Jak myślisz, dlaczego jeszcze nic się nie stało? - zapytała po chwili.
- Myślę, że chcą uśpić naszą czujność. Nie odzywaj się już, chcę spać – odwrócił się do niej plecami.
Skulił się nieznacznie, nie chciał pokazać, że jest mu zimno.
Obudziło go wycie, a zaraz potem ktoś szarpnął go gwałtownie za ramię. Deszcz zmienił się już w prawdziwą ulewę, ale krople zatrzymywały się na niewidzialnej barierze nad nimi, którą wyczarowała Hermiona.
- Malfoy! Malfoy, obudź się! - usłyszał nad sobą dziewczęcy głos.
Niepokój od razu go rozbudził. Usiadł szybko i spojrzał w pełne strachu oczy dziewczyny. Dźwięk znowu się powtórzył.
- Co to było? - zapytał, chociaż dobrze znał odpowiedź.
- Chyba wilkołak, ale... Przecież nie powinno być tu nic, co mogłoby nas zabić – powiedziała niepewnie.
Malfoy wstał i oświetlił różdżką polanę. Stali tak chwilę i nasłuchiwali. Po chwili usłyszeli za sobą trzask łamanej gałęzi, potem kolejny, bliżej. Odwrócili się i w niewyraźnym świetle błysnęły na nich żółte ślepia i kły.
- To jednak jest wilkołak, uciekaj! - krzyknął.
Złapał dziewczynę za ramię i zaczęli biec między drzewa. Wiedzieli, że nie mają szans, ale nie mieli innego wyjścia. Mogli próbować się wymknąć albo zostać pożarci na miejscu. Kiedy tylko wyszli poza barierę, deszcz uderzył w nich z ogromną siłą. Po dwóch minutach biegu pod wiatr byli całkowicie przemoczeni, a krople wydawały się nieprzyjemnie ostre i bolesne w kontakcie z odkrytą skórą. Hermiona odwróciła się.
- Drętwota! - krzyknęła, ale niestety chybiła,.
Czerwony promień minął wilkołaka o pół metra, ale nie było już czasu na kolejną próbę. Draco dobrze wiedział, że zwierz mógł dogonić ich bez problemu, ale on wolał zostawać lekko z tyłu. Nie ładnie bawić się jedzeniem – pomyślał Malfoy, próbował ironią zagłuszyć narastający strach. W pewnym momencie dotarło do niego, że nie ma pełni. Znał tylko jednego wilkołaka, który mógł przemienić się mimo tego, ale on był teraz bardzo daleko. Nie miał czasu się teraz nad tym zastanawiać. Biegł dalej, zostawiają Hermionę lekko w tyle. Powoli opadał z sił i potykał się o korzenie lub własne nogi. Ślizgał się na mokrej ziemi i błocie, a uporczywy deszcz nie pozwalał mu widzieć na dalej niż dwa metry. Woda spływała po mokrych włosach i wpadała do oczu. Wycierał ją uporczywie przesiąkniętym deszczem rękawem, ale nie przynosiło to najmniejszego rezultatu. Poślizgnął się na mokrym korzeniu i pomyślał, że już po nim, ale na szczęście złapał się drzewa przed nim, odetchnął z ulgą. Nagle niebo rozjaśniła błyskawica, a po chwili rozległ się potężny grzmot. I tak zginiemy, w najlepszym razie zostaniemy wilkołakami- myślał gorączkowo. Nikłe światło z jego różdżki nie pozwalało mu na pełen obraz terenu po jakim się poruszał. Odwrócił się, Hermiona została dobrych kilka metrów za nim, widocznie nie miała już siły, a zwierz nadal nie atakował. Malfoy powoli przestawał rozumieć tę sytuację. Oboje powinni już dawno leżeć martwi. Usłyszał za sobą krzyk, Granger potknęła się o coś i teraz leżała na ziemi jęcząc cicho z bólu. Zatrzymał się. Przez pół uderzenia serca rozważał zostawienie jej tam. To tylko brudna szlama – szeptało coś w jego umyśle, wydawało mu się, że słyszy głos swojego ojca. Draco, nie bądź słaby, nie warto ryzykować życia dla kogoś takiego... - miał wrażenie, jakby Lucjusz Malfoy mówił mu do ucha swoje ideologie, mógł sobie wyobrazić wyraz jego twarzy. W umyśle Ślizgona zrodziła się jeszcze jedna myśl, przecież nie może zawieść człowieka, który jest dla niego takim autorytetem. Przecież dopiero niedawno ojciec zaczął być z niego dumny... Zginął ratując szlamę – znów usłyszał głos swojego rodzica, teraz pełen pogardy. Zrobił krok w stronę dalszej ucieczki, ale nie potrafił tak jej zostawić.
- Przepraszam, ojcze, nie jestem taki jak ty – szepnął w przestrzeń, a jego głos utonął w szumie deszczu.
Ruszył biegiem w stronę dziewczyny i, ślizgając się w błocie, pomógł jej wstać. Niedaleko nich błysnęły żółte ślepia.
- Uciekaj! - krzyknął do Hermiony.
Dziewczyna natychmiast zaczęła biec, ale on nie ruszył się z miejsca, czekał na wilkołaka. To wydawało mu się nierealne, ale chyba wiedział, kim on jest. Jeżeli jego przypuszczenia były prawdziwe, to nie stanie mu się żadna krzywda. Jeżeli nie... Nawet nie mógł o tym myśleć. Zamknął oczy, słyszał trzask łamanych gałęzi, a kiedy je otworzył, zwierz stanął tylko pół metra od niego. Draco poczuł na twarzy jego gorący oddech. Zwierz obnażył zęby, ale nie atakował. Teraz Malfoy nie miał już wątpliwości, wiedział, kim on jest.
- Witaj, Greyback. Poznałem cię od razu, jebiesz jak zwykle – powiedział patrząc mu prostu w oczy.
Nie mógł okazać strachu, bo Hermiona mogłaby przypłacić to życiem, o siebie się nie bał, zwierz wydałby wyrok śmierci na własną osobę, gdyby ośmielił się go tknąć. Draco udawał więc opanowanego i twardego, chociaż w środku cały się trząsł.
Z gardła bestii wydostał się charkot, który zapewne był odpowiednikiem śmiechu. Malfoy nie miał czasu zapytać o to, skąd wilkołak się tu wziął. Wiedział, że nie uzyska odpowiedzi, ale chciał dać dziewczynie większą szansę na ucieczkę. Zwierz wyminął go niezgrabnie i pognał za Hermioną. Draco przeklął głośno i ruszył za nim, zbierając w sobie całą energię która mu pozostała. Nie mógł jej teraz tak zostawić, nie zasługiwała na taką śmierć. Prawdę mówiąc nie zasługiwała na żadną. Nie rozumiał dlaczego, ale bardzo się o nią bał. Zwiększył tempo biegu jeszcze trochę, chociaż miał wrażenie, że zaraz upadnie wykończony na ziemię. Mięśnie zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, a skostniał z zimna palce ledwo trzymały różdżkę. Jeszcze tylko kilka kroków... - powtarzał w myślach, aby dodać sobie sił. Potknął się o bliżej niezidentyfikowany przedmiot i poczuł, że upada. Błoto w które wpadł wręcz parzyło jego skórę. Miał wrażenie, że to już koniec, zostanie tam i nie da rady się podnieść. Poczuł jak z jego mięśni powoli uchodzi napięcie, a on zaczyna czuć się dziwnie rozluźniony, spokojny. W tym momencie Draco zupełnie się poddał, pogodził się z rzeczywistością i wydarzeniami wokół niego. Zamknął oczy. I wtedy usłyszał jej przerażony krzyk, przeszył powietrze i przedarł się przez szum deszczu. Malfoy poczuł, że do jego oczu napływają łzy bezsilności, nie dał rady, nie uratował jej. Mógłby w tym momencie zasnąć i umrzeć, wszystko przestało się liczyć, nie zdążył, znów kogoś zawiódł. Wśród kropli deszczu, jego łzy były gorące i dawały mu ukojenie. Pozwolił sobie na tę chwile słabości, nie miał już nawet siły tego powstrzymać. A potem usłyszał krzyk, znowu. Poczuł, jak wraca do niego życie, zebrał w sobie całą energię, wstał i ruszył biegiem w stronę, z której dochodził głos. Czyli jednak nie było za późno, miał jeszcze szansę jej pomóc. Z bijącym serce przyspieszył jeszcze trochę, bał się, że zobaczy jej rozszarpane ciało. Znalazł się na polanie w ostatnim momencie, odetchnął z ulgą, że przybiegł na czas. Nie zdążył jednak zapobiec atakowi. Wilkołak uniósł łapę zakończoną ostrymi pazurami i uderzył nią przerażoną dziewczynę. Rozległ się dźwięk rozrywanego materiału i mrożący krew w żyłach krzyk Hermiony. Upadła bezwładnie na ziemię, najprawdopodobniej zemdlała z bólu, przynajmniej taką miał nadzieję, bo Hermiona nie wykazywała już żadnych oznak życia. Malfoy miał wrażenie, że jego serce na chwilę się zatrzymało, wpatrywał się w całą scenę nie mogąc zrobić najmniejszego ruchu. Chciał natychmiast do niej podbiec, ale stał tylko i wpatrywał się w tę scenę oniemiały. W myślach krzyczał do niej, żeby wykonała jakikolwiek ruch, pokazała, że nadal żyje. Oprzytomniał dopiero, kiedy bestia pochyliła się nad nią. Musiał działać szybko i bezbłędnie, wilkołak nie pozostawił mu najmniejszego wyboru...
- Ej, Greyback – starał się przekrzyczeć deszcz i zagwizdał.
Udało się, odwrócił jego uwagę od Hermiony. Draco dyskretnie wyciągnął różdżkę.
- Wiesz co? Jakoś nigdy cię nie lubiłem... – powstrzymał drżenie głosu i odetchnął głęboko – Avada Kedavra!
Zielony promień rozjaśnił las i pomknął w stronę wilkołaka. Jego wielkie, bezwładne cielsko upadło na dziewczynę. Malfoy natychmiast do nich podbiegł. Z trudem ściągnął ciężką bestię z wątłego ciała Hermiony. Krew z rozciętej skóry na żebrach sączyła się na śnieg. Granger oddychała, ale bardzo słabo. Ślizgon wystrzelił ze swojej różdżki czerwone iskry i czekał na pomoc.
- Żyj, błagam, żyj – mamrotał do nieprzytomnej dziewczyny i złapał ją za zimną rękę – proszę, nie umieraj.
Ja cię normalnie kocham super rozdział i ta rycerska postawa Draco XD
OdpowiedzUsuńJak genialnie :o
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Hermionie nic poważnego się nie stało, no i że Draco nie oberwie za zabicie Geybacka, no chyba, że to nie był on xD
Rozdział świetny, jak zawsze, pozdrawiam i czekam na więcej ♥
Czytam od początku twojego bloga, wybacz , ze nie komentuje -nie mam tego w zwyczaju. Końcówka rozdziału całkowicie mnie zaskoczyła, sądziłam ze skoro jest to rozdział , który od dawna planowalas, pojawi sie jakaś intymna scena miedzy głównymi bohaterami ;) życzę powodzenia w pisaniu , oby notka pojawiła sie jak najszybciej
OdpowiedzUsuńNawiąże do komentarza poprzedniczki, ja też myślałam o scenach intymnych ale jakoś nie grało mi to. Nie spodziewałam się tego. Brawo dla Dracona za jego odwagę i rycerskość, szkoda tylko, że znowu zabił. Wybaczam bo działał w obronie dziewczyny.
OdpowiedzUsuńDzisiaj przeczytałam wszystkie rozdziały, szybko mi to poszło :)
Masz dobry styl, nie popełniasz dużo błędów, szybko jedziesz z akcją i nie wiem czy historia ma się zmieścić w kilkunastu rozdziałach czy masz jeszcze coś zaplanowane. Zobaczymy :)
Postaram się komentować bo wiem jak ważne jest to dla Ciebie.
Pozdrawiam i życzę weny
Dajana
No nie mogę, cudo! :D Jestem tu nowa, ale zarwałam specjalnie noc żeby to wszystko przeczytać. Wspaniałe, bohaterowie są tacy prawdziwi, realni, właśnie takie opowiadania kocham. Ciekawe co Greyback tam robił i wgl. jak to wszystko się rozwinie. Popieram poprzedników. Brawo dla Dracona. Na pewno będę czytać następne rozdziały. :D Życzę weny.
OdpowiedzUsuńnie może umrzeć super blog czytalam z zapartym tchem
OdpowiedzUsuńOch wróciłam i nadal nie mogę uwierzyć, że aż tyle się wydarzyło! Oby przeżyła, bo jeśli nie, to pewnie użyjesz jakiegoś rozwiązania :D Rozdział czytałam z zapartym tchem, a gdy były sceny nocne pod kocem, uśmiech mimowolnie wypłynął mi na usta :) Mam nadzieję, że jeszcze szybciej dodasz następny i będziesz miała dużo komentarzy, bo na to zasługujesz ;) Do usłyszenia
OdpowiedzUsuńthe-black-legions-in-america.blogspot.com
W końcu jestem, długo się zabierałam za rozdział, ale jak wiadomo... szkoła :/
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny, tak wiele akcji, tyle się dzieje, ale i piękne opisy uczuć i sytuacji, naprawdę masz ciekawy styl, absolutnie nie nudny, bardzo oryginalny! Widać ze masz mnóstwo pomysłów i nie piszesz o banałach!
A co do treści, to mam nadzieję, że się wyjaśni co z Hermioną i kto wygra oraz co będzie dalej?
Wielki plus za słownictwo, naprawdę widzę wielki progres, jest coraz lepiej, naprawdę wysoki poziom ;)
Dawaj nexta!
Dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com
Vanillia :*
Ekstra rozdział. Tyle nieprzewidywalnej akcji. Nie sądziłam, że Draco będzie zdolny do takiego heroizmu. Ciekawe czego szukał tam Greyback.
OdpowiedzUsuńIle emocji w tym rozdziale!
OdpowiedzUsuńBrak słów, fantastic!
/~ Kim EveLin