Wiem, zawiodłam, przepraszam. Miał być rozdział, a nie było. Nie ma chyba sensu rozpisywać się tutaj nad powodami, bo są dość błahe. Obiecuję poprawę, to tyle. Dzisiaj mam dla Was świąteczną miniaturkę, dość lekką i wesołą. Zapraszam!
<MUZYKA>
________________________________________________________________________
Hermiona Granger była realistką. Twardo stąpała po ziemi i była pewna tylko dwóch rzeczy. Śmierci i swojej miłości do Dracona Malfoy'a. Wojna skończyła się niedawno i przeżyła ją tylko dzięki niemu. Ocalił ją, a potem pokazał, czym jest życie przepełnione szczęściem, radością, łzami, zazdrością, tęsknotą i uniesieniami. Pokazał jej, czym jest życie przepełnione miłością.
- Pośpiesz się, bo nie zdążymy! - usłyszała jego zniecierpliwiony krzyk dochodzący z pokoju wspólnego! Spojrzała na zegarek, faktycznie nie mieli zbyt dużo czasu. Ich pociąg odjeżdżał za godzinę a przecież nie mogli się spóźnić na tak ważne wydarzenie. Dzisiaj o 18 mieli spotkać się z jej rodzicami w ich domu, mieli spędzić tam ferie zimowe. Omiotła wzrokiem spojrzenie aby upewnić się, że niczego nie zapomniała. Gdy upewniła się, że wszystko leży bezpiecznie w jej kufrze szybkim krokiem zeszła na dół.
- No w końcu – Draco przewrócił teatralnie oczami.
Stał niedbale oparty o regał i uważnie przyglądał się dziewczynie.
- Gotowy? - zapytała Hermiona z uśmiechem.
- Powiedzmy – mruknął przez zaciśnięte zęby.
Był poddenerwowany całą tą sytuacją. Nie dość, że miał poznać rodziców Hermiony, to jeszcze musiał spędzić w ich domu święta. Hermiona wcale nie pomagała, nie zaznajomiła go jeszcze z żadnym mugolskim sprzętem, twierdząc, że będzie to dobra zabawa jak będzie uczył się wszystkiego na bieżąco. Po prostu idealnie... Już nie mógł doczekać się gotowania własnymi rękami czy podróżowania z tymi wszystkimi śmiesznymi mugolami jednym pojazdem.
Wreszcie wyszli z zamku i wsiedli do powozów które miały odwieść ich na peron.
<MUZYKA>
________________________________________________________________________
Hermiona Granger była realistką. Twardo stąpała po ziemi i była pewna tylko dwóch rzeczy. Śmierci i swojej miłości do Dracona Malfoy'a. Wojna skończyła się niedawno i przeżyła ją tylko dzięki niemu. Ocalił ją, a potem pokazał, czym jest życie przepełnione szczęściem, radością, łzami, zazdrością, tęsknotą i uniesieniami. Pokazał jej, czym jest życie przepełnione miłością.
- Pośpiesz się, bo nie zdążymy! - usłyszała jego zniecierpliwiony krzyk dochodzący z pokoju wspólnego! Spojrzała na zegarek, faktycznie nie mieli zbyt dużo czasu. Ich pociąg odjeżdżał za godzinę a przecież nie mogli się spóźnić na tak ważne wydarzenie. Dzisiaj o 18 mieli spotkać się z jej rodzicami w ich domu, mieli spędzić tam ferie zimowe. Omiotła wzrokiem spojrzenie aby upewnić się, że niczego nie zapomniała. Gdy upewniła się, że wszystko leży bezpiecznie w jej kufrze szybkim krokiem zeszła na dół.
- No w końcu – Draco przewrócił teatralnie oczami.
Stał niedbale oparty o regał i uważnie przyglądał się dziewczynie.
- Gotowy? - zapytała Hermiona z uśmiechem.
- Powiedzmy – mruknął przez zaciśnięte zęby.
Był poddenerwowany całą tą sytuacją. Nie dość, że miał poznać rodziców Hermiony, to jeszcze musiał spędzić w ich domu święta. Hermiona wcale nie pomagała, nie zaznajomiła go jeszcze z żadnym mugolskim sprzętem, twierdząc, że będzie to dobra zabawa jak będzie uczył się wszystkiego na bieżąco. Po prostu idealnie... Już nie mógł doczekać się gotowania własnymi rękami czy podróżowania z tymi wszystkimi śmiesznymi mugolami jednym pojazdem.
Wreszcie wyszli z zamku i wsiedli do powozów które miały odwieść ich na peron.
Przez całą drogę nie
odezwał się ani jednym słowem. Był zbyt zestresowany i zajęty
snuciem ponurych wizji zbliżającego się tygodnia. W pociągu
obserwował dziewczynę, która z zapartym tchem czytała jakąś
książkę. Nawet, kiedy rozmawiali Draco zgrabnie unikał tematu
mugolskiego domu. Podróż przeminęła w dobrze znanym im tempie.
Draco miał wrażenie, że właśnie wraca do domu na ferie zimowe,
ale zamiast dobrze znanej mu rodziny, powitali go państwo
Grangerowie.
Hermiona była zaskakująco podobna do swojej matki. Pani Granger również miała burzę loków i to samo mądre spojrzenie. Widać, że to po niej Hermiona odziedziczyła większość cech. Po ojcu miała szeroki uśmiech. Pan Granger wyglądał na miła osobę, jednak Draco stwierdził, że wolałby nie mieć z nim do czynienia. Był bardzo wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Przywitali chłopaka serdecznym uśmiechem i uściskiem dłoni. Może nie będzie aż tak źle? - pomyślał Draco
- Dzień dobry, nazywam się Draco Malfoy – Ślizgon lekko ukłonił się.
- Wiemy, wiemy. W każdym liście Hermiony, przynajmniej trzy razy widnieje twoje imię. Miło nam cię w końcu poznać.
Chłopak spojrzał dyskretnie na Hermionę i zobaczył, że nieznacznie się zaczerwieniła. Uspokajająco uścisnął jej dłoń.
- Dobra dziewczyny, nie będziemy tutaj marznąć. Idziemy do samochodu. Draco nie spodziewał się, że kiedykolwiek przyjdzie mu na myśl łacińskie powiedzenie „vanitas vanitatum, et omnia vanitas”,aż do tej chwili. Samochód państwa Granger w niczym nie przypominał limuzyny, którą dostawał od ministerstwa, aby dojechać na King's Cross. Lata swojej świetności miał już dawno za sobą, a w dodatku był w nieciekawym, pomarańczowym kolorze. Zapakowali kufry do bagażnika i zaczęli wsiadać do samochodu.
- Ty nie wsiadaj. Biegniesz z tyłu, nie wpuszczam obcych do auta – usłyszał za swoimi plecami głos ojca Hermiony.
Spojrzał na niego zaskoczony i lekko przerażony. W końcu wszystkiego można się spodziewać po mugolach...
- On tylko żartuje – Hermiona zaśmiała się i pociągnęła chłopaka do samochodu. - Ojciec ma specyficzne poczucie humoru – wyjaśniła półgłosem.
Dobrze wiedzieć... Będzie musiał zapamiętać to na przyszłość. Obrazy za oknem mijały szybko i chłopak miał nadzieję, że droga minie szybko. Czuł się zestresowany całą tą cholerną sytuacją. W samochodzie panowała pełna napięcia cisza. Poczuł, jak Hermiona ściska jego dłoń. Kiedy na nią spojrzał, uśmiechnęła się kojąco. Może ten tydzień nie będzie taki zły... Spędzą go przecież razem, nawet jeśli będzie musiał uczyć się tych wszystkich mugolskich urządzeń. Zatrzymali się przed małym, zadbanym domkiem. Ściany miał pomalowane jasną farbą, a dach złożony z czerwonych dachówek. Odebrał swój kufer i ruszył wąską ścieżką w stronę drzwi. Mały ogródek był ośnieżony. Chłopak starał się nie nadepnąć poza wyłożoną kamieniami przestrzeń. Nieruszana biała powłoka wydawała mu się zbyt idealna. Hermiona otworzyła drzwi i weszli do wąskiego i krótkiego przedpokoju. Dokładnie naprzeciw nich znajdowały się schody na piętro. Po lewej stronie było wejście do małego salonu. Hermiona była wyraźnie zadowolona z powrotu. Z westchnieniem radości odłożyła swój kufer. Draco nie był tak przekonany do całej tej sytuacji, ale przytulne wnętrze domu trochę go uspokoiło. Hermiona nacisnęła dziwny, biały przedmiot na ścianie i w przedpokoju zrobiło się jasno. Chłopak spojrzał na nią z mieszaniną niepewności i zaskoczenia.
- Co ty właśnie zrobiłaś? - szepnął.
- Włączyłam światło – odpowiedziała takim tonem, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. - To takie Lumos, tylko dla mugoli. Chodzi o elektryczność, wytłumaczę ci później.
Westchnął. To będzie ciężki tydzień... Spojrzał na rodziców Hermiony, którzy przyglądali mu się rozbawieni. Faktycznie, zabawne... - pomyślał z irytacją. Ojciec dziewczyny podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
- Chodźmy do salonu, porozmawiamy – uśmiechnął się przyjaźnie.
W pokoju było jeszcze gorzej. Rozglądał się po nim zdezorientowany. Tyle było w nim sprzętów, których ani troszkę nie ogarniał. Na szafce naprzeciw niego stało jakieś spore pudło z kilkoma przyciskami. Na suficie wisiała lampa, która w niczym nie przypominała tych z jego domu. Hermiona uśmiechnęła się do niego kojąco.
- Potem pokażę ci wszystkie mugolskie wynalazki. A jutro będziemy piec indyka, cieszysz się?
Wprost kipiał z radości... Usiadł przy stole.
- Zrobię kanapki, z pewnością jesteście głodni – powiedziała pani Granger i poszła do kuchni.
- Czym zajmują się twoi rodzice, Draco? - zapytał ojciec Hermiony.
O tak... Ten temat młody pan Malfoy uwielbiał. Po wojnie zostali ułaskawieni, ponieważ zaczęli szpiegować dla Zakonu. Ojciec nie chciał, ale nie miał wyboru. Robił to dla dobra rodziny. Potem znów odzyskał posadę w ministerstwie, choć już nie tak wysoką.
- Matka nie pracuje, za to ojciec zajmuje wysokie stanowisko w rządzie. A państwo są dontestami, czyli...
Hermiona powiedziała mu o tym w pociągu, ale niestety nie zdążyła wytłumaczyć, czym dokładnie zajmują się ci donteści.
- Dentystami – poprawił go pan Granger.
Cholera, wiedziałem, że z tym słowem jest coś nie tak – pomyślał chłopak.
- Leczymy ludziom zęby. Wyrywamy, wstawiamy nowe...
- Brzmi... Dziwnie. Nie można załatwić tego jakimś szybkim...
Już chciał powiedzieć zaklęciem, ale przypomniał sobie, że rozmawia z mugolami.
- No nic, nieważne... - mruknął.
Pani Granger wróciła z kanapkami i postawiła je na stole. Dalej rozmowa toczyła się całkiem zwyczajnie. Rodzice Hermiony wypytywali chłopaka o jego zainteresowania, naukę i inne mało istotne fakty z jego życia. Wreszcie, po godzinie, Draco, wraz z Hermioną udali się do jej pokoju. Był mały, a ściany miał pomalowane na różowo. Po prawej stronie, przy ścianie stało średniej wielkości biurko, na którym leżało pełno mugolskich książek i pergaminów. Po drugiej stronie pokoju stała komoda w całości wypełniona książkami, miała też zamykany barek, który, jak podejrzewał Draco, w całości zajmowały książki. A szkoda... Żałował teraz, że nie wziął ze sobą ani kropli Ognistej Whiskey. Dokładnie tak wyobrażał sobie jej pokój. Wszystko miało w nim swoje miejsce, a każdą wolną przestrzeń wypełniały książki. Usiadł na jednoosobowym łóżku naprzeciwko drzwi. Z okna można było zobaczyć ośnieżony park.
- Chodź tu – szepnął i pociągnął ją na swoje kolana.
- I jak ci się tutaj podoba? - zapytała ze śmiechem.
- Łatwo nie będzie, ale jakoś dam radę się tutaj zaaklimatyzować – położył jej rękę na talii.
Zaczął przesuwać dłoń w górę powolnym ruchem. Zamruczał do jej ucha jak kot.
- Daj spokój – zaśmiała się i delikatnie, ale stanowczo odepchnęła jego rękę.
W odpowiedzi przewrócił tylko oczami.
- Zaraz wracam – szepnęła i pocałowała go w czoło.
Kiedy został sam, zaczął dokładnie przyglądać się jej pokojowi. Na komodzie stało kilka ramek ze zdjęciami. Pogapił się na nie chwilę, ale one nadal nie wykonywały żadnego ruchu. Dźgnął jedno z nich palcem i czekał na odzew. Nadal nic. Wziął ramkę w dłoń i obrócił ją o dziewięćdziesiąt stopni i potrząsnął. Odłożył na swoje miejsce i dźgnął kolejną fotografię.
- Eeee... Co ty robisz? - usłyszał za swoimi plecami głos Hermiony.
- Zepsute – stwierdził tonem znawcy.
- Słucham? - zapytała z trudem hamując śmiech.
- Nie ruszają się – dźgnął palcem dziewięcioletnią Hermionę. - Są zepsute, uwierz mi, znam się na tym – pokiwał głową ze zrozumieniem.
Teraz dziewczyna przestała się już powstrzymywać i zaczęła śmiać mu się prosto w twarz. Draco patrzył oniemiały, jak dziewczyna zwija się ze śmiechu.
- Naprawię ci to, jeżeli chcesz – powiedział zupełnie niewzruszony jej reakcją i wyciągnął różdżkę.
- Nie, lepiej tego nie dotykaj – powiedziała nadal rozbawiona. - To mugolskie fotografie, one się nie ruszają.
- Wcale?
- Pokażę ci.
Wyjęła z szafki aparat fotograficzny, nawet trochę podobny do tych, które znał. Wyjęła jeszcze czapkę mikołaja i włożyła sobie na głowę. Usiadła chłopakowi na kolanach, objęła go ramieniem i wycelowała w nich aparatem.
- Uśmiech!
Usłyszał ciche cyknięcie.
- Jeszcze jedno, dla pewności. Jutro podejdziemy i je wywołamy. A teraz chodźmy spać, kochanie, bo jestem już bardzo zmęczona – ziewnęła.
Wyjęli z kufrów swoje rzeczy, umyli się i położyli do łóżka. Nie było im najwygodniej i Draco czuł, że jeden, mały ruch w stronę krawędzi i spadnie z łóżka.
- Śpisz? - zapytała szeptem. - Moi rodzice jadą jutro na zakupy, a my będziemy piekli indyka.
- Nigdy w życiu nie widziałem, jak przyrządza się jakie większe dania. Ogólnie nie umiem zrobić nic do jedzenia. Zawsze wszystko robiły za mnie skrzaty – odpowiedział z nieukrywanym przerażeniem. Hermiona spodziewała się, że tak może być.
- To nic, wszystko Ci wytłumaczę, nie masz się o co martwić. - Ścisnęła jego dłoń i pocałowała go zalotnie w szyję. Wiedziała jak go uspokoić. - Chodźmy już spać, jutro czeka nas pracowity dzień. - Dziewczyna położyła Blondynowi głowę na tors, zarzuciła nogę na jego biodro i tak zasnęli.
Obudzili się o wschodzie słońca, żadne z nich nie lubiło zalegać bezczynnie w łóżku. Wykonali poranną toaletę i zeszli na śniadanie. Państwo Granger jeszcze spali, więc zdani byli sami na siebie. Postanowili zrobić kawę i tosty. Nie było to nic z czym nastolatek by sobie nie poradził, a wprowadzało go to w tajniki życia mugoli. Hermiona nie ostrzegła wpatrującego się w toster chłopaka, czekała na moment kulminacyjny. Nie zawiodła się. Draco nie spodziewał się, że tosty zostaną tak gwałtownie wyplute, krzyknął, odskakując nerwowo i odruchowo sięgnął za pazuchę po różdżkę.
- Będziesz atakował chleb? - zapytała dziewczyna, dławiąc się ze śmiechu.
Draco popatrzył na nią z wyrzutem, dla niego cała ta sytuacja bynajmniej nie była zabawna. Czuł się upokorzony. Walczył na śmierć i życie z najsilniejszymi czarodziejami tego świata, a przestraszył się blaszanej skrzynki.
- Jeżeli masz dla mnie więcej takich niespodzianek, to będziesz musiała złożyć wieczystą przysięgę, że zachowasz to wszystko w sekrecie. Jak to wyjdzie na światło dzienne...
W tym czasie do kuchni weszli państwo Granger.
- Kto tak krzyczał? - zapytała mama Hermiony, przeciągając się leniwie.
- To ona! - powiedział Draco, wskazując palcem na Hermionę i rzucając jej mordercze spojrzenie
- Tak, tak. To ja, tak dawno nie było mnie w domu, że zapomniałam jak przerażające może być robienie tostów – spojrzała na chłopaka złośliwie. - O której wyjeżdżacie?
- Właśnie się zbieramy – powiedział ojciec Hermiony biorąc nienadjedzonego tosta, który leżał na talerzu Dracona. - Skoro nie musimy martwić się śniadaniem, to możemy wyruszyć nawet za pięć
minut – spojrzał z łobuzerskim uśmiechem na blondyna.
- Niech się pan nie krępuje. Najadłem się strachu – dodał w myślach.
Wreszcie zostali sami i Hermiona zaczęła wyciągać składniki do pieczeni. Draco poczuł się przytłoczony ich ilością. Ze zdenerwowaniem raz po raz czytał przepis.
- Nie denerwuj się, to trochę, jak lekcja eliksirów. Dodajesz składniki, łączysz je i wychodzą pyszności.
Z obrzydzeniem przyglądał się, jak Hermiona patroszy indyka.
- Daj, ja to zrobię – powiedział z irytacją.
Akurat z tym sobie radził. Co mogło być trudnego w wyjęciu wnętrzności z martwego ptaka? Nawet on sobie z tym poradzi. Potem przyszła pora na inne składniki. Przyglądał się z ciekawością, jak Hermiona przygotowuje farsz. Draco nie był dobrym pomocnikiem, bardziej zalegał i przeszkadzał, niż robił cokolwiek. No cóż, przynajmniej się starał... Kiedy w końcu skończyli przygotowywać potrawę, usłyszeli dziwny dla Dracona dźwięk w salonie. Chłopak spojrzał na Hermionę zdezorientowany.
- To telefon – wyjaśniła, ale nic mu to nie podpowiedziało.
- Co...
- Nagrzej piekarnik. Wciśnij pokrętło i przekręć. Powinien zapalić się ogień. Zaraz wracam – powiedziała i zostawiła go samego z tą zagwozdką.
Patrzył przez chwilę na piekarnik. Wcisnąć i przekręcić, wcisnąć i przekręcić – powtarzał w myślach. Podszedł do tego dziwnego urządzenia i starał się postępować według tej prostej instrukcji. Wcisnął pokrętło, puścił i przekręcił. Wstrzymał oddech i... Nic się nie wydarzyło. Cholera – pomyślał zaskoczony. Nie może dać jej tej satysfakcji. Rozejrzał się po kuchni i jego wzrok padł na zapałki. Och, akurat tym umiał się posługiwać. Otworzył piekarnik i poczuł dziwny zapach. Nie przejął się tym zbytnio. Kucnął i wychylił się do piekarnika. Szybkim ruchem odpalił zapałkę i... BUM!
Hermiona była zaskakująco podobna do swojej matki. Pani Granger również miała burzę loków i to samo mądre spojrzenie. Widać, że to po niej Hermiona odziedziczyła większość cech. Po ojcu miała szeroki uśmiech. Pan Granger wyglądał na miła osobę, jednak Draco stwierdził, że wolałby nie mieć z nim do czynienia. Był bardzo wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Przywitali chłopaka serdecznym uśmiechem i uściskiem dłoni. Może nie będzie aż tak źle? - pomyślał Draco
- Dzień dobry, nazywam się Draco Malfoy – Ślizgon lekko ukłonił się.
- Wiemy, wiemy. W każdym liście Hermiony, przynajmniej trzy razy widnieje twoje imię. Miło nam cię w końcu poznać.
Chłopak spojrzał dyskretnie na Hermionę i zobaczył, że nieznacznie się zaczerwieniła. Uspokajająco uścisnął jej dłoń.
- Dobra dziewczyny, nie będziemy tutaj marznąć. Idziemy do samochodu. Draco nie spodziewał się, że kiedykolwiek przyjdzie mu na myśl łacińskie powiedzenie „vanitas vanitatum, et omnia vanitas”,aż do tej chwili. Samochód państwa Granger w niczym nie przypominał limuzyny, którą dostawał od ministerstwa, aby dojechać na King's Cross. Lata swojej świetności miał już dawno za sobą, a w dodatku był w nieciekawym, pomarańczowym kolorze. Zapakowali kufry do bagażnika i zaczęli wsiadać do samochodu.
- Ty nie wsiadaj. Biegniesz z tyłu, nie wpuszczam obcych do auta – usłyszał za swoimi plecami głos ojca Hermiony.
Spojrzał na niego zaskoczony i lekko przerażony. W końcu wszystkiego można się spodziewać po mugolach...
- On tylko żartuje – Hermiona zaśmiała się i pociągnęła chłopaka do samochodu. - Ojciec ma specyficzne poczucie humoru – wyjaśniła półgłosem.
Dobrze wiedzieć... Będzie musiał zapamiętać to na przyszłość. Obrazy za oknem mijały szybko i chłopak miał nadzieję, że droga minie szybko. Czuł się zestresowany całą tą cholerną sytuacją. W samochodzie panowała pełna napięcia cisza. Poczuł, jak Hermiona ściska jego dłoń. Kiedy na nią spojrzał, uśmiechnęła się kojąco. Może ten tydzień nie będzie taki zły... Spędzą go przecież razem, nawet jeśli będzie musiał uczyć się tych wszystkich mugolskich urządzeń. Zatrzymali się przed małym, zadbanym domkiem. Ściany miał pomalowane jasną farbą, a dach złożony z czerwonych dachówek. Odebrał swój kufer i ruszył wąską ścieżką w stronę drzwi. Mały ogródek był ośnieżony. Chłopak starał się nie nadepnąć poza wyłożoną kamieniami przestrzeń. Nieruszana biała powłoka wydawała mu się zbyt idealna. Hermiona otworzyła drzwi i weszli do wąskiego i krótkiego przedpokoju. Dokładnie naprzeciw nich znajdowały się schody na piętro. Po lewej stronie było wejście do małego salonu. Hermiona była wyraźnie zadowolona z powrotu. Z westchnieniem radości odłożyła swój kufer. Draco nie był tak przekonany do całej tej sytuacji, ale przytulne wnętrze domu trochę go uspokoiło. Hermiona nacisnęła dziwny, biały przedmiot na ścianie i w przedpokoju zrobiło się jasno. Chłopak spojrzał na nią z mieszaniną niepewności i zaskoczenia.
- Co ty właśnie zrobiłaś? - szepnął.
- Włączyłam światło – odpowiedziała takim tonem, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. - To takie Lumos, tylko dla mugoli. Chodzi o elektryczność, wytłumaczę ci później.
Westchnął. To będzie ciężki tydzień... Spojrzał na rodziców Hermiony, którzy przyglądali mu się rozbawieni. Faktycznie, zabawne... - pomyślał z irytacją. Ojciec dziewczyny podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
- Chodźmy do salonu, porozmawiamy – uśmiechnął się przyjaźnie.
W pokoju było jeszcze gorzej. Rozglądał się po nim zdezorientowany. Tyle było w nim sprzętów, których ani troszkę nie ogarniał. Na szafce naprzeciw niego stało jakieś spore pudło z kilkoma przyciskami. Na suficie wisiała lampa, która w niczym nie przypominała tych z jego domu. Hermiona uśmiechnęła się do niego kojąco.
- Potem pokażę ci wszystkie mugolskie wynalazki. A jutro będziemy piec indyka, cieszysz się?
Wprost kipiał z radości... Usiadł przy stole.
- Zrobię kanapki, z pewnością jesteście głodni – powiedziała pani Granger i poszła do kuchni.
- Czym zajmują się twoi rodzice, Draco? - zapytał ojciec Hermiony.
O tak... Ten temat młody pan Malfoy uwielbiał. Po wojnie zostali ułaskawieni, ponieważ zaczęli szpiegować dla Zakonu. Ojciec nie chciał, ale nie miał wyboru. Robił to dla dobra rodziny. Potem znów odzyskał posadę w ministerstwie, choć już nie tak wysoką.
- Matka nie pracuje, za to ojciec zajmuje wysokie stanowisko w rządzie. A państwo są dontestami, czyli...
Hermiona powiedziała mu o tym w pociągu, ale niestety nie zdążyła wytłumaczyć, czym dokładnie zajmują się ci donteści.
- Dentystami – poprawił go pan Granger.
Cholera, wiedziałem, że z tym słowem jest coś nie tak – pomyślał chłopak.
- Leczymy ludziom zęby. Wyrywamy, wstawiamy nowe...
- Brzmi... Dziwnie. Nie można załatwić tego jakimś szybkim...
Już chciał powiedzieć zaklęciem, ale przypomniał sobie, że rozmawia z mugolami.
- No nic, nieważne... - mruknął.
Pani Granger wróciła z kanapkami i postawiła je na stole. Dalej rozmowa toczyła się całkiem zwyczajnie. Rodzice Hermiony wypytywali chłopaka o jego zainteresowania, naukę i inne mało istotne fakty z jego życia. Wreszcie, po godzinie, Draco, wraz z Hermioną udali się do jej pokoju. Był mały, a ściany miał pomalowane na różowo. Po prawej stronie, przy ścianie stało średniej wielkości biurko, na którym leżało pełno mugolskich książek i pergaminów. Po drugiej stronie pokoju stała komoda w całości wypełniona książkami, miała też zamykany barek, który, jak podejrzewał Draco, w całości zajmowały książki. A szkoda... Żałował teraz, że nie wziął ze sobą ani kropli Ognistej Whiskey. Dokładnie tak wyobrażał sobie jej pokój. Wszystko miało w nim swoje miejsce, a każdą wolną przestrzeń wypełniały książki. Usiadł na jednoosobowym łóżku naprzeciwko drzwi. Z okna można było zobaczyć ośnieżony park.
- Chodź tu – szepnął i pociągnął ją na swoje kolana.
- I jak ci się tutaj podoba? - zapytała ze śmiechem.
- Łatwo nie będzie, ale jakoś dam radę się tutaj zaaklimatyzować – położył jej rękę na talii.
Zaczął przesuwać dłoń w górę powolnym ruchem. Zamruczał do jej ucha jak kot.
- Daj spokój – zaśmiała się i delikatnie, ale stanowczo odepchnęła jego rękę.
W odpowiedzi przewrócił tylko oczami.
- Zaraz wracam – szepnęła i pocałowała go w czoło.
Kiedy został sam, zaczął dokładnie przyglądać się jej pokojowi. Na komodzie stało kilka ramek ze zdjęciami. Pogapił się na nie chwilę, ale one nadal nie wykonywały żadnego ruchu. Dźgnął jedno z nich palcem i czekał na odzew. Nadal nic. Wziął ramkę w dłoń i obrócił ją o dziewięćdziesiąt stopni i potrząsnął. Odłożył na swoje miejsce i dźgnął kolejną fotografię.
- Eeee... Co ty robisz? - usłyszał za swoimi plecami głos Hermiony.
- Zepsute – stwierdził tonem znawcy.
- Słucham? - zapytała z trudem hamując śmiech.
- Nie ruszają się – dźgnął palcem dziewięcioletnią Hermionę. - Są zepsute, uwierz mi, znam się na tym – pokiwał głową ze zrozumieniem.
Teraz dziewczyna przestała się już powstrzymywać i zaczęła śmiać mu się prosto w twarz. Draco patrzył oniemiały, jak dziewczyna zwija się ze śmiechu.
- Naprawię ci to, jeżeli chcesz – powiedział zupełnie niewzruszony jej reakcją i wyciągnął różdżkę.
- Nie, lepiej tego nie dotykaj – powiedziała nadal rozbawiona. - To mugolskie fotografie, one się nie ruszają.
- Wcale?
- Pokażę ci.
Wyjęła z szafki aparat fotograficzny, nawet trochę podobny do tych, które znał. Wyjęła jeszcze czapkę mikołaja i włożyła sobie na głowę. Usiadła chłopakowi na kolanach, objęła go ramieniem i wycelowała w nich aparatem.
- Uśmiech!
Usłyszał ciche cyknięcie.
- Jeszcze jedno, dla pewności. Jutro podejdziemy i je wywołamy. A teraz chodźmy spać, kochanie, bo jestem już bardzo zmęczona – ziewnęła.
Wyjęli z kufrów swoje rzeczy, umyli się i położyli do łóżka. Nie było im najwygodniej i Draco czuł, że jeden, mały ruch w stronę krawędzi i spadnie z łóżka.
- Śpisz? - zapytała szeptem. - Moi rodzice jadą jutro na zakupy, a my będziemy piekli indyka.
- Nigdy w życiu nie widziałem, jak przyrządza się jakie większe dania. Ogólnie nie umiem zrobić nic do jedzenia. Zawsze wszystko robiły za mnie skrzaty – odpowiedział z nieukrywanym przerażeniem. Hermiona spodziewała się, że tak może być.
- To nic, wszystko Ci wytłumaczę, nie masz się o co martwić. - Ścisnęła jego dłoń i pocałowała go zalotnie w szyję. Wiedziała jak go uspokoić. - Chodźmy już spać, jutro czeka nas pracowity dzień. - Dziewczyna położyła Blondynowi głowę na tors, zarzuciła nogę na jego biodro i tak zasnęli.
Obudzili się o wschodzie słońca, żadne z nich nie lubiło zalegać bezczynnie w łóżku. Wykonali poranną toaletę i zeszli na śniadanie. Państwo Granger jeszcze spali, więc zdani byli sami na siebie. Postanowili zrobić kawę i tosty. Nie było to nic z czym nastolatek by sobie nie poradził, a wprowadzało go to w tajniki życia mugoli. Hermiona nie ostrzegła wpatrującego się w toster chłopaka, czekała na moment kulminacyjny. Nie zawiodła się. Draco nie spodziewał się, że tosty zostaną tak gwałtownie wyplute, krzyknął, odskakując nerwowo i odruchowo sięgnął za pazuchę po różdżkę.
- Będziesz atakował chleb? - zapytała dziewczyna, dławiąc się ze śmiechu.
Draco popatrzył na nią z wyrzutem, dla niego cała ta sytuacja bynajmniej nie była zabawna. Czuł się upokorzony. Walczył na śmierć i życie z najsilniejszymi czarodziejami tego świata, a przestraszył się blaszanej skrzynki.
- Jeżeli masz dla mnie więcej takich niespodzianek, to będziesz musiała złożyć wieczystą przysięgę, że zachowasz to wszystko w sekrecie. Jak to wyjdzie na światło dzienne...
W tym czasie do kuchni weszli państwo Granger.
- Kto tak krzyczał? - zapytała mama Hermiony, przeciągając się leniwie.
- To ona! - powiedział Draco, wskazując palcem na Hermionę i rzucając jej mordercze spojrzenie
- Tak, tak. To ja, tak dawno nie było mnie w domu, że zapomniałam jak przerażające może być robienie tostów – spojrzała na chłopaka złośliwie. - O której wyjeżdżacie?
- Właśnie się zbieramy – powiedział ojciec Hermiony biorąc nienadjedzonego tosta, który leżał na talerzu Dracona. - Skoro nie musimy martwić się śniadaniem, to możemy wyruszyć nawet za pięć
minut – spojrzał z łobuzerskim uśmiechem na blondyna.
- Niech się pan nie krępuje. Najadłem się strachu – dodał w myślach.
Wreszcie zostali sami i Hermiona zaczęła wyciągać składniki do pieczeni. Draco poczuł się przytłoczony ich ilością. Ze zdenerwowaniem raz po raz czytał przepis.
- Nie denerwuj się, to trochę, jak lekcja eliksirów. Dodajesz składniki, łączysz je i wychodzą pyszności.
Z obrzydzeniem przyglądał się, jak Hermiona patroszy indyka.
- Daj, ja to zrobię – powiedział z irytacją.
Akurat z tym sobie radził. Co mogło być trudnego w wyjęciu wnętrzności z martwego ptaka? Nawet on sobie z tym poradzi. Potem przyszła pora na inne składniki. Przyglądał się z ciekawością, jak Hermiona przygotowuje farsz. Draco nie był dobrym pomocnikiem, bardziej zalegał i przeszkadzał, niż robił cokolwiek. No cóż, przynajmniej się starał... Kiedy w końcu skończyli przygotowywać potrawę, usłyszeli dziwny dla Dracona dźwięk w salonie. Chłopak spojrzał na Hermionę zdezorientowany.
- To telefon – wyjaśniła, ale nic mu to nie podpowiedziało.
- Co...
- Nagrzej piekarnik. Wciśnij pokrętło i przekręć. Powinien zapalić się ogień. Zaraz wracam – powiedziała i zostawiła go samego z tą zagwozdką.
Patrzył przez chwilę na piekarnik. Wcisnąć i przekręcić, wcisnąć i przekręcić – powtarzał w myślach. Podszedł do tego dziwnego urządzenia i starał się postępować według tej prostej instrukcji. Wcisnął pokrętło, puścił i przekręcił. Wstrzymał oddech i... Nic się nie wydarzyło. Cholera – pomyślał zaskoczony. Nie może dać jej tej satysfakcji. Rozejrzał się po kuchni i jego wzrok padł na zapałki. Och, akurat tym umiał się posługiwać. Otworzył piekarnik i poczuł dziwny zapach. Nie przejął się tym zbytnio. Kucnął i wychylił się do piekarnika. Szybkim ruchem odpalił zapałkę i... BUM!
Usłyszał huk i poczuł an twarzy nieopisane gorąco. Oszołomiony tym wszystkim, niewyraźnie słyszał krzyk Hermiony. Odwrócił się i spojrzał na nią z niewinną miną.
- Ups – powiedział.
- TY IDIOTO! MOGŁEŚ WYSADZIĆ W POWIETRZE CAŁY DOM! - wrzeszczała.
- Wcisnąłem, przekręciłam i nic! To użyłem zapałek. Trzeba było mówić, że te są wybuchowe!
Hermiona nadal była wściekła, ale z trudem powstrzymywała śmiech. Nic nie mówiąc podała chłopakowi lusterko. Twarz miał całą osmaloną, a brwi doszczętnie spalone.
- NO PO PROSTU, KURWA, NO NIE! - takiego grymasu nienawiści Hermiona nie widziała u niego jeszcze nigdy. Draco zaczął wymachiwać rękoma, wykrzykując w amoku przypadkowe słowa. Lusterko skończyło na podłodze, rozwalone w drobny mak.
- MAM DOŚĆ TEGO MUGOLSKIEGO ŚWIATA! JA SIĘ TUTAJ NIE NADAJĘ. WRACAM DO DOMU! - wykrzyczał Ślizgon i ruszył w stronę pokoju Hermiony. Dziewczyna nie bardzo wiedziała co ma zrobić, nie spodziewała się takiego wybuchu złości. Nie przypuszczała, że Draconowi tak bardzo ciąży pobyt tutaj. Stała jeszcze zszokowana przez chwilę w środku kuchni a potem zdecydowała się, że da mu jeszcze chwilę czasu. Zabrała się za za sprzątanie rozbitego lusterka. Z góry dało się słyszeć jeszcze pojedyncze przekleństwa skierowane do całego mugolskiego świata, jednak po chwili ucichły, tak jak wszystkie odgłosy dochodzące z piętra. Hermiona stwierdziła, że wystarczy mu tej samotności i ruszyła na górę aby z nim porozmawiać na spokojnie. Weszła do pokoju i zobaczyła, że jej chłopak siedzi na łóżku obok spakowanego kufra. Podeszła do niego, usiadła mu na kolanach, pocałowała go zalotnie w szyję i zapytała:
- Na prawdę chcesz już uciekać? - uśmiechnęła się najładniej jak umiała.
- Jeżeli naprawisz mi jakoś brwi to się zastanowię nad pozostaniem w tym świecie porażek i niepowodzeń – burknął.
Z dołu dobiegły do nich głosy rodziców Hermiony.
- To jak będzie, kocie? Zostajesz? - zamruczała.
- CO TU SIĘ STAŁO? - usłyszeli krzyk pani Granger.
- Ups... chyba weszli do kuchni – powiedział Draco.
Indyk piekł się już bezpiecznie w piekarniku, z dala od Dracona, a wszyscy szykowali się do wigilii. Draco czuł się trochę zawstydzony obecnością w tym domu, miał nadzieje, że nie wygłupi się już bardziej. Hermiona założyła czerwoną sukienkę i rozpuściła loki. W jego oczach wyglądała po prostu pięknie i nie wyobrażał sobie, że mogłaby być kimś innym. Żadna dziewczyna nie wydawała się teraz nawet w połowie tak mądra i piękna jak ona. Po złożeniu życzeń (najbardziej kłopotliwej dla Dracona części tego wieczoru) zasiedli do wigilijnej kolacji. Przezornie nawet nie tknął indyka, ale bardzo posmakowała mu reszta mugolskich dań. Kiedy byli już najedzeni, cała czwórka rozłożyła się na dywanie przy kominku, a pani Granger wyciągnęła z szafki rodzinny album i wino. Draco z rozbawieniem przyglądał się zdjęciom Hermiony z czasów kiedy miała kilka latek. Zdjęcia te bardzo różniły się od tych z jego albumu rodzinnego. Było w nich więcej ciepła i radości. Matka z lubością opowiadała różne anegdotki z dzieciństwa swojej córki. Hermiona, cała czerwona, ukryła twarz w dłoniach i w najbardziej upokarzających momentach szeptała tylko zrezygnowane Mamo... Błagam... Dla Dracona było to słodkie, nie przypominał sobie, żeby jego rodzice opowiadali jakiekolwiek śmieszne historie z jego dzieciństwa, jakby był to powód do wstydu. Zawsze wydawało mu się, że Hermiona odkąd tylko nauczyła się czytać, spędzała przy książkach większość czasu. Okazało się, że nie zawsze tak było, jako mała dziewczynka nieźle rozrabiała i swoimi wyczynami dorównywała większości chłopaków. Dowiedział się, że gdy miała cztery lata, pierwszy raz wykazując swoje magiczne zdolności, zmieniła kolor zębów jednego z pacjentów w gabinecie swoich rodziców. Za to kiedy miała sześć lat, stwierdziła, że nie podobają się jej loki i jakimś cudem obcięła włosy na bardzo krótko. Z pewnością musiała wyglądać komicznie. Kiedy było już bardzo późno, wszyscy zmęczeni udali się do swoich łóżek. Draco zasnął natychmiast, nie zważając na niewygody.
Rano obudziło go poszturchiwanie Hermiony.
- Wstawaj! Prezenty! - krzyknęła prosto do jego ucha.
Zarwał się jak oparzony i oboje popędzili w piżamach na dół. Pod ogromną choinką znaleźli kilka paczek i natychmiast zabrali się za odpakowywanie ich. Hermiona dostała od rodziców wielką księgę o jakimś fikcyjnym, mugolskim detektywie Holmesie i piszczała jak mała dziewczynka, a Draco w swojej paczce od państwa Granger znalazł butelkę mugolskiego alkoholu. Od Hermiony dostał za to kilka książek dotyczących zaklęć i latania (a jakby inaczej?) oraz mały, złoty przedmiot. - To taki mały namierzacz. Zawsze, kiedy poczujesz się samotny, będziesz mógł teleportować się do miejsca,w którym aktualnie przebywam – wyjaśniła.
Przytulił ja mocno w podzięce. Teraz przyszedł czas na część, której najbardziej wyczekiwał. Chłopak z uwagą przyglądał się, jak dziewczyna odpakowuje prezent od niego. Kiedy otworzyła małe pudełeczko, oczy jej rozbłysły.
- Jesteś pewien? Przecież ja...
- Jestem pewien, że cię kocham. A tylko takiej kobiecie mógłbym to dać, nie obchodzi mnie twoje pochodzenie.
Dziewczyna podała mu srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie węża i odgarnęła włosy. Zawiesił jej na szyi rodzinną pamiątkę Malfoy'ów, która przechodziła z pokolenia na pokolenie i pocałował ją w kark. Te kolejne pięć dni w świecie mugoli nie może być takie złe. Dla tej dziewczyny mógłby spędzić tutaj nawet resztę życia...
____________________________________________
To byłoby na tyle. Dzisiaj mija dokładnie pół roku, odkąd opublikowałam prolog i chciałabym Was bardzo serdecznie podziękować za wszystko! Za wyświetlania, komentarze, Waszą obecność i wsparcie. Jesteście po prostu cudownie i strasznie Was kocham! Chciałabym jeszcze życzyć Was spokojnych, rodzinnych świąt. Żebyście się nażarli za wszystkie czasy i odpoczęli. Żebyście mieli wiele pozytywnej energii i wszystkiego co najlepsze!
Wasza kochana (i świąteczna),
Mary!
Fantastyczna miniaturka ♥ Wesołych świąt !
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie! <3
UsuńJaka cudowna miniaturka :3
OdpowiedzUsuńTaka ciepła i przyjemna, prawie jakbym polubiła święta xD
A Draco w mugolskim świecie? Wspaniały!
Gratulacje, że to już pół roku :D
Wesołych świąt :3
Mrs Black
No weź przestań, jak można nie lubić świąt? xD
UsuńDziękuję i wzajemnie! <3
Co teraz z twoją betą jeśli Hope odeszła ze strony?
OdpowiedzUsuńA miniaturka świetna <3
UsuńNie miałam z Hope kontaktu już od dawna :C
UsuńDziękuję :3
Draco i mugolskie sprzęty. :) Boska, lekka i przyjemna miniaturka. Czekam na kolejny rozdział opowiadania. Pozdrawiam.- KB.
OdpowiedzUsuńDziękuuuuuuję :3
UsuńUśmiałam się po pachy, wspaniała miniaturka, a zwłaszcza Draco <3
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt !
Layls
Jejku, dziękuję i wzajemnie! :)
UsuńMiła, przyjemna miniaturka :)
OdpowiedzUsuńDraco był tutaj taki słodki :3
Wesołych Świąt :*
Laxus
Dziękuję i wzajemnie :*
UsuńKochana no jak mogłaś! Byłam utwierdzona w przekonaniu że dodany będzie rozdział a tu miniaturka! I powiem ci tyle.... jejku uśmiałam się tak że nie wiem! Szczególnie podczas akcji z piekarnikiem!!
OdpowiedzUsuńKocham cię kobieto i mimo że mam ochotę cię zabić że nic mi nie powiedziałaś i miniaturce to i tak dziękuję ci za te cudowne opowiadanie. Draco w mugolskim świecie zawsze jest zabawny... i ty mi wpajasz że nie umiesz robić uroczych momentów xD
Pozdrawiam LORA <3
PS.Mówiłam ci że jesteś śliczna? :3
PS2. Jak mogłam zapomnieć?! WESOŁYCH ŚWIĄT I DUŻO POMYSŁÓW NA NOWE OPOWIADANIE! <333
UsuńIndykiem, hahhaha :D Planowałam coś świątecznego, ale niedługo wracam z rozdziałem! :3 Dziękuję z wszystkie miłe słowa <3
UsuńRównież życzę wszystkiego najlepszego na te święta, dużo jedzenia i zdrowia. Miniaturka bardzo fajna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Tsuki <3
Dziękuję i wzajemnie! <3
UsuńUśmiałam się jak nie wiem ;) Zwłaszcza z tym piekarnikiem. Leżę sobie cichutko w łóżeczku... Czytam notkę co jakiś czas uśmiechając się pod nosem, a tu nagle wybucham niepohamowanym śmiechem W NOCY i to dzięki tobie :/ a za ścianą brat, który pyta się czy mnie już do reszty posrało xD Ale wybaczam bo miniaturka świetna i bardzo śmieszna co jest wskazane w okresie świątecznym :) Bardzo mi się też podobało, że nie opowiedziałaś całej historii o tym jak Draco i Hermiona zaczęli ze sobą chodzić a dopiero później resztę miniaturki bo to by wszystko zniszczyło, a większość blogerek tak właśnie robi. No to najlepsze świąteczne życzenia i udanego Sylwestra życzę, a w razie nudy zapraszam na moją miniaturkę ;) - http://hp-slizgonska-rzeczywistosc.blogspot.com/2014/12/miniaturka-dracos-christmas-carol-cz1.html
OdpowiedzUsuńPs. Przepraszam, że jeszcze nie skomentowałam twojego ostatniego rozdziału ale nie miałam czasu :( Obiecuję natomiast, że zrobię to jutro :) Ach i mam prośbę... Jak znajdziesz chwilę i przeczytasz moje "dzieło" to mogłabyś mi napisać co o tym sadzisz ? Bo to moja pierwsza miniaturka i boję się, że nie wyszła i chciałabym oceny eksperta ;)
Tzn dzisiaj skomentuję xD bo już po północy :P
UsuńMiniaturka jest naprawdę świetna... Nawet nie wiesz, jak się przy niej uśmiałam! :P Serio, tak się śmiałam, że jakby ktoś wszedł wtedy do pokoju, w którym się znajdowałam, uznałby mnie za wariatkę :') A przy momencie z piekarnikiem, kiedy Draco zapalił zapałkę, zaczęłam się tak histerycznie śmiać, że normalnie nie mogłam przestać, haha ;P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Naprawdę świetna miniaturka. Wreszcie znalazłam coś radosnego i tak dobrze napisanego!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Ci dużo weny, aby powstawało więcej takich perełek. :)