Wiem, że rozdział szybko. Wybaczcie.
__________________________________________________________
Maszerował w zwartym tłumie zamaskowanych postaci. Zaklęcie kameleona było wyjątkowo niekomfortowe, ale to było najmniejsze z jego zmartwień. Starał się nie myśleć o tym, co stanie się niebawem. Chciał być tylko bezimiennym żołnierzem w tej armii. Bez uczuć i wspomnień. Ta noc zmieni wszystko. Każdy najdrobniejszy szczegół jego życia. Rozstrzygnie losy świata czarodziejów. Najprawdopodobniej zbliża się decydujące starcie pomiędzy dobrem, a złem. Draco był rozdarty, nie wiedział po której stronie się opowiedzieć. Kiedy myślał o tym, co stanie się z Anglią po zwycięstwie Voldemorta, to dochodził do wniosku, że z pewnością nie chce takiego życia. Wolałby umrzeć w walce, byleby świat pozostał na swoim miejscu. Byleby tylko Ona była bezpieczna. Mógłby oddać za nią życie i zrobi to, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Jest w stanie poświęcić wszystko, żeby tylko ona miała normalne życie, w bezpiecznym świecie. Według planów Czarnego Pana, Hogwart nie ma najmniejszych szans. Byli zupełnie nieprzygotowani, kiedy Śmierciożercy przejdą przez tunel w dormitorium Dracona, dla zamku nie będzie już ratunku. Nawet Dumbledore niewiele wskóra. Malfoy poczuł ucisk w sercu. Pomyślał o ludziach, którzy stracą tej nocy życie. Z pewnością będzie ich wielu. Byleby tylko nie było Jej w tej grupie... Będzie ją pilnował, osłaniał własnym ciałem. Nieprzyjemna myśl wywołała dreszcz na skórze chłopaka. A co jeśli on jednak umrze? Kto ją wtedy obroni? Nie będzie dla niej litości, jest mugolaczką i przyjaciółką Pottera. Będzie miała szczęście, jeśli zginie w walce. Gorzej jeśli zostanie w tej garstce żywych, kiedy Śmierciożercy przejmą zamek. Umrze w męczarniach, po torturach i wielokrotnych gwałtach. Poczuł uderzenie gorąca, musi przeżyć, dla Niej. Żeby o nią dbać. Pogrążony w swoich myślach nawet nie zauważył, kiedy doszli do rezydencji Notta. To właśnie tutaj znajdowała się druga wersja obrazu, który pozwalał im się dostać do Hogwartu. Wchodzili do tunelu pojedynczo. Mieli wpuszczać ich w partiach po piętnaście osób i zastać zamek podczas snu. Plan był idealny, aż zbyt, jak na gust Dracona. Ruszył niechętnie wąskim, ciemnym korytarzem. Nie mógł się już wycofać, przecież przysięgał, że zrobi wszystko, co w jego mocy. Wspomniał jeszcze raz słowa ojca, które wciąż brzmiały w jego umyśle. Naprawdę myślisz, że Czarny Pan pozwoli jej żyć, jeśli zawalisz tę misję? Nie ufa nam bezgranicznie, dlatego ją to spotkało/. Nie zawiedź mnie, Draco. Nie zawiedź jej. I wtedy przysiągł, że zrobi wszystko co w jego mocy. Ojciec zagrał na jego uczuciach do matki, ale zrobił to skutecznie. Jeżeli może ją przez to uratować, to nie ma wyboru. Będzie bronił Hermionę, ale nie skaże swojej matki na śmierć. Przez całą drogę towarzyszył mu dziwny niepokój. Czuł, że ta noc będzie tragiczna w skutkach, ale jeszcze nie wiedział, dlaczego...
Hermionę obudziły krzyki. Usiadła zdezorientowana na łóżku. Wszystkie dziewczyny też już nie spały i teraz rozglądały się nerwowo po dormitorium. Pannie Granger towarzyszyło jakieś wyjątkowo niemiłe uczucie, napięcie i niepokój. Wiedziała już, że stało się coś okropnego.
- Co się dzieje? - zapytała Lavender cicho.
- Trzeba to sprawdzić.
Hermiona szybko zerwała się z łóżka i ubrała w ekspresowym tempie. Wzięła różdżkę i wyszła z dormitorium rozglądając się bacznie. Dobrze wiedziała, co właśnie nadeszło. Tylko dlaczego tak szybko? Dlaczego świat wali się właśnie tej nocy? Zdążyła pokonać tylko kilka stopni w dół, kiedy profesor McGonagall wpadła jak burza do pokoju wspólnego. Ubrana była byle jak, a jej włosy wychodziły pasmami spod zazwyczaj nienagannego koka. Spojrzała na Hermionę, a w jej oczach Hermiona zobaczyła coś na kształt strachu.
- Co się dzieje, pani profesor? - zapytała Gryfonka.
- Śmierciożercy są w zamku, zwołaj wszystkich z wieży, mogą skryć się lub stanąć do walki. Chociaż szczerzę wątpię, żeby jakakolwiek kryjówka była skuteczna – wymaszerowała z pokoju wspólnego szybkim krokiem.
Hermiona stała chwilę w szoku. Przecież nie był tym zaskoczona, mimo wszystko nie chciała usłyszeć tych słów nigdy. Draco... - tylko to jedno słowo przeszło jej przez myśl. Nagle jednak oprzytomniała. Zaczęła szybko biec między dormitoriami i krzykiem informować Gryfonów o zaistniałej sytuacji. Po kilku minutach w pokoju wspólnym zebrał się pokaźny tłum. Niektóre dziewczyny histeryzowały (jak Lavender), inne w bojowej postawie krążyły po pomieszczeniu (jak Ginny). Chłopcy w większości byli jak w transie.
- Co teraz? - zapytał ktoś z tłumu.
- Będziemy walczyć – krzyknął ktoś inny.
- Nie zamierzam nadstawiać karku – tego dziewczęcego głosu Hermiona nie rozpoznawała.
- To nie walcz, głupia małpo! Nikt nie będzie ratował twojej tłustej dupy, kiedy przyjdą tu Śmierciożercy – wrzasnęła Ginny.
Podniosła się wrzawa. Jedni krzyczeli na dziewczynę, która ośmieliła się wcześniej odezwać, inni uznawali, że wolą się ukryć. Hermiona powoli przestawała nad wszystkim panować.
- Dosyć! - krzyknął Harry, a hałas natychmiast ucichł. - Ci, którzy chcą zostać, muszą znaleźć sobie jakąś kryjówkę. Proponuję zostać tu na wieży, ktoś z pewnością niedługo po was przyjdzie i przetransportuje w bezpieczne miejsce. Ci, którzy chcą walczyć, za mną!
Przeszedł przez portret, a za nim, ku uldze Hermiony, prawie wszyscy Gryfoni od piątej klasy w górę. Przy wieży było spokojnie, ale słyszeli dobiegające z dołu krzyki, które mroziły krew w żyłach. Rozglądając się bacznie, zbiegali po schodach. Hermiona zastanawiała się, ilu z nich jest gotowych ponieść konsekwencje tej nocy. Im bliżej byli parteru, tym szybciej biło serce Hermiony. Wreszcie to ujrzeli. Błyski świateł, zamaskowane postacie i uczniowie leżący nieruchomo na zimne posadzce. Ktoś posłał w ich stronę oszołamiacz, który trafił w jednego z piątoklasistów. Gryfoni natychmiast rozpierzchli się całym polu bitwy. Hermiona odpierała ataki i starała się atakować każą zamaskowaną postać, która rzuciła jej się w oczy. Całą swoja uwagę skupiła na zaklęciach i dzięki temu nie patrzyła na ciała ofiar leżące na ziemi. Szybko spostrzegła ogromną przewagę Śmierciożerców. Jakie mieli szanse? O co walczył Hogwart? O wygraną czy osłabienie przeciwnika? Ilu dobrych ludzi zginie tej nocy? Ilu jej przyjaciół? Odnalazła wzrokiem Harry'ego i popędziła w jego stronę. Nagle ziemia pod ich nogami zatrzęsła się i wszystko ustało. Każdy zamarł na chwilę w bezruchu w oczekiwaniu na to, co nadchodzi. Hermiona jak w zwolnionym tempie widziała jedną ze ścian wpadającą do środka. Ludzie uciekali w popłochu przed lecącymi gruzami. Do środka wpadł też ogromny głaz, Gryfonka krzyknęła, ale była za późno. Skała przygniotła jakąś szczupłą Krukonkę o twarzy dziecka. Hermiona i kilkoro innych uczniów natychmiast rzucili się w tamtą stronę, posyłając oszałamiające zaklęcia. Dziewczyna od razu pożałowała, kiedy spojrzała na Krukonkę. Głowę miała doszczętnie roztrzaskaną, nie była nawet w stanie rozpoznać jej twarzy. Po podłodze powoli płynęła jej krew. Nikt za zgromadzonych nie miał czasu na żałowanie jej, bitwa trwała, a każdy musiał dbać teraz o własne życie. Co to było? To, co odebrało jej życie?
- Olbrzymy! - krzyknął ktoś.
Przez wyburzony fragment ściany mogli zobaczyć teraz ogromne cielska. Potwory zaprzestały obrzucania zamku głazami, mogli zabić też Śmierciożerców. Ktoś nagle pociągnął dziewczynę brutalnie, straciła równowagę i runęła na ziemię. W ostatniej chwili, koło nich mignęło śmiercionośne zaklęcie. Tak mało brakowało, a sama pożegnałaby się z życiem. Rzuciła spojrzenie na swojego wybawiciela, którym okazał się wysoki Puchon, a potem ruszyła w tłum. Nagle uświadomiła sobie, że nawet mu nie podziękowała. Odwróciła się na ułamek sekundy, ale już go nie zobaczyła. Gdzieś tu musiał być Draco, oby cały i zdrowy.
- Ruszaj na górę, do wieży! Weź moją pelerynę – usłyszała głos Harry'ego.
Pognała natychmiast w stronę schodów. Jedno piątro, drugie, trzecie... Stanęła oko w oko z zakapturzoną postacią. Wycelowali w siebie różdżkami i stali chwilę w bezruchu. Mężczyzna uniósł zamachnął się różdżką, ale nagle za jego placami rozbłysło czerwone światło i upadł na ziemię. Draco zdjął maskę i wpatrywał się w Hermionę. Naglę podbiegł do niej, złapał za ramię i bez słowa wciągnął do pustej sali. Popchnął ją na ścianę i pocałował zachłannie. Wręcz brutalnie, jak nigdy. Hermionie przez umysł przeszła niemiła myśl, że robi to tak, jakby miał to być ich ostatni raz. Trwała bitwa, a oni byli w środku tego wszystkiego. Tylko to się teraz liczyło. Panna Granger nie mogła być pewna, czy dożyje wschodu słońca, więc pogłębiła pocałunek. Jakby to miał być naprawdę ich ostatni raz, jakby słońce miało już się nie obudzić. Zatopiła się w jego zapachu i pragnęła tylko tak trwać, czując ciepło jego skóry. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ale miała wrażenie, że stali tak w nieskończoność. Tak strasznie jej tego brakowało. Jego obecności, dotyku. Wreszcie chłopak odsunął się od niej delikatnie i spojrzał w oczy. Przytulił ją mocno z westchnieniem ulgi.
- Tak się bałem – szepnął.
Trzymał właśnie w ramionach wszystko, co posiadał. Wszystko, co miało dla niego znaczenie, o co się troszczył. Była cała i zdrowa, a on czuł z tego powodu nieopisaną ulgę. Tak bardzo się o nią martwił... To wszystko było jego winą. Trwali tak jakiś czas w zupełnej ciszy, której żadne nie chciało przerwać.
- Ucieknijmy – powiedział w końcu Draco stanowczym tonem.
Odsunęła się od niego szybko i spojrzała zaskoczona.
- Co masz na myśli? - zapytała, marszcząc czoło.
- Ucieknijmy! Daleko stąd. Jakoś się wymkniemy, a potem zaczniemy nowe życie. Razem. Poradzimy sobie, zobaczysz. Tylko mi zaufaj... – mówił z entuzjazmem, ale zamilkł, kiedy spojrzał na jej poważny wyraz twarzy.
Dokonał właśnie najważniejszego wyboru w swoim życiu. Uciec i mieć nadzieję, że uznają go za martwego, a Voldemort pomoże jego matce. Pomoże...Raczej zrobi coś, aby pokazać Lucjuszowi, że wynagradza swoich popleczników. Żeby udowodnić, że Śmierciożercy są wybraną, elitarną grupą. Że czeka ich nagroda warta swojej ceny... Umiał znajdować w ludziach słabości, a Narcyza była kartą przetargową do obydwu Malfoy'ów. Obiacjuąc im jej zdrowie, był pewien, że go nie zdradzą i zrobia wszystko, aby wykonać misję. Ale Draco nie mógł patrzeć na śmierć Hermiony, to byłoby zbyt wiele. Miał nadzieję, że oddanie jego ojca wystarczy. Że jakoś wytarguje jej życie czymkolwiek. Za jego każdym wyborem stała śmierć, ale tylko jedna z nich była pewna. Wybrał życie dziewczyny, która w innych warunkach nie miałaby żadnych szans. Nie wiedział jeszcze, czy będzie żałował, ale tylko taką miała szansę na przeżycie. Wybrał ją, dziewczynę, którą kochał.
- Draco, ja nie mogę uciec. Oni mnie potrzebują, nie mogę tak po prostu ich zostawić, zrozum.
- Tak, jasne – spuścił wzrok.
Chciała tego, ale czuła się zobowiązana, żeby pomóc przyjaciołom. Była Gryfonką, nie mogła tak po prostu uciec z pola walki. To nie było w jej stylu. Przez chwilę była rozdarta pomiędzy sercem, a rozumem, ale szybko dokonała wyboru. Nie miała wyjścia.
- Ale ty możesz przejść na naszą stronę. Będziemy walczyć razem – powiedziała, patrząc mu głęboko w oczy.
- Nie jestem zdrajcą – warknął.
- A uciec chciałeś – lekko podniosła głos.
- To co innego! - prawie krzyknął.
- Więc nie wymagaj ode mnie czegoś, czego sam nie jesteś w stanie zrobić!
- Jak ty to sobie wyobrażasz, Granger? Nie będę walczył przeciwko mojej rodzinie!
- A ja nie zdradzę przyjaciół!
Patrzyli na siebie wściekle, ich spojrzenia rzucały pioruny.
- Nie powinieneś iść pomagać rodzinie niszczyć Hogwart? - zapytała jadowitym tonem.
- Właśnie taki mam zamiar. Lepiej, Granger, żebyśmy nie spotkali się podczas bitwy, bo nie będę miał dla ciebie litości.
Prychnęła.
- Ani ja dla ciebie – krzyknęła.
- I świetnie – ryknął.
- Po prostu idealnie – odwrzasnęła.
Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem wyszedł z sali. Trzasnął za sobą wściekle drzwiami. Hermiona została sama i wpatrywała się oniemiała w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Draco. Miała złudną nadzieję, że chłopak jednak za chwilę wróci i przeprosi, ale czekała na próżno. Szybkim ruchem otarła łzę, która spływała po jej policzku. Czy właśnie tak wyglądał ich definitywny koniec? W takim miejscu i czasie? To mogła być ostatnia noc w ich życiu. Powinni cieszyć się sobą i ochraniać nawzajem. Wszystko prysło, kiedy tylko zaczęło się na nowo układać. Kiedy prawie uporządkowali już swoje życie i robili plany na przyszłość, przyszła bitwa, która oddzieliła ich grubym murem. Stali po dwóch jego stronach i żadne nie chciało zdradzić swoich ideałów. Pozwoliła sobie jeszcze na chwilę bycia w samotności. Miała wrażenie, że kiedy trzasnęły drzwi, jej serce rozprysło się na miliony kawałeczków, jak potłuczone szkło.
__________________________________________________________
Maszerował w zwartym tłumie zamaskowanych postaci. Zaklęcie kameleona było wyjątkowo niekomfortowe, ale to było najmniejsze z jego zmartwień. Starał się nie myśleć o tym, co stanie się niebawem. Chciał być tylko bezimiennym żołnierzem w tej armii. Bez uczuć i wspomnień. Ta noc zmieni wszystko. Każdy najdrobniejszy szczegół jego życia. Rozstrzygnie losy świata czarodziejów. Najprawdopodobniej zbliża się decydujące starcie pomiędzy dobrem, a złem. Draco był rozdarty, nie wiedział po której stronie się opowiedzieć. Kiedy myślał o tym, co stanie się z Anglią po zwycięstwie Voldemorta, to dochodził do wniosku, że z pewnością nie chce takiego życia. Wolałby umrzeć w walce, byleby świat pozostał na swoim miejscu. Byleby tylko Ona była bezpieczna. Mógłby oddać za nią życie i zrobi to, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Jest w stanie poświęcić wszystko, żeby tylko ona miała normalne życie, w bezpiecznym świecie. Według planów Czarnego Pana, Hogwart nie ma najmniejszych szans. Byli zupełnie nieprzygotowani, kiedy Śmierciożercy przejdą przez tunel w dormitorium Dracona, dla zamku nie będzie już ratunku. Nawet Dumbledore niewiele wskóra. Malfoy poczuł ucisk w sercu. Pomyślał o ludziach, którzy stracą tej nocy życie. Z pewnością będzie ich wielu. Byleby tylko nie było Jej w tej grupie... Będzie ją pilnował, osłaniał własnym ciałem. Nieprzyjemna myśl wywołała dreszcz na skórze chłopaka. A co jeśli on jednak umrze? Kto ją wtedy obroni? Nie będzie dla niej litości, jest mugolaczką i przyjaciółką Pottera. Będzie miała szczęście, jeśli zginie w walce. Gorzej jeśli zostanie w tej garstce żywych, kiedy Śmierciożercy przejmą zamek. Umrze w męczarniach, po torturach i wielokrotnych gwałtach. Poczuł uderzenie gorąca, musi przeżyć, dla Niej. Żeby o nią dbać. Pogrążony w swoich myślach nawet nie zauważył, kiedy doszli do rezydencji Notta. To właśnie tutaj znajdowała się druga wersja obrazu, który pozwalał im się dostać do Hogwartu. Wchodzili do tunelu pojedynczo. Mieli wpuszczać ich w partiach po piętnaście osób i zastać zamek podczas snu. Plan był idealny, aż zbyt, jak na gust Dracona. Ruszył niechętnie wąskim, ciemnym korytarzem. Nie mógł się już wycofać, przecież przysięgał, że zrobi wszystko, co w jego mocy. Wspomniał jeszcze raz słowa ojca, które wciąż brzmiały w jego umyśle. Naprawdę myślisz, że Czarny Pan pozwoli jej żyć, jeśli zawalisz tę misję? Nie ufa nam bezgranicznie, dlatego ją to spotkało/. Nie zawiedź mnie, Draco. Nie zawiedź jej. I wtedy przysiągł, że zrobi wszystko co w jego mocy. Ojciec zagrał na jego uczuciach do matki, ale zrobił to skutecznie. Jeżeli może ją przez to uratować, to nie ma wyboru. Będzie bronił Hermionę, ale nie skaże swojej matki na śmierć. Przez całą drogę towarzyszył mu dziwny niepokój. Czuł, że ta noc będzie tragiczna w skutkach, ale jeszcze nie wiedział, dlaczego...
Hermionę obudziły krzyki. Usiadła zdezorientowana na łóżku. Wszystkie dziewczyny też już nie spały i teraz rozglądały się nerwowo po dormitorium. Pannie Granger towarzyszyło jakieś wyjątkowo niemiłe uczucie, napięcie i niepokój. Wiedziała już, że stało się coś okropnego.
- Co się dzieje? - zapytała Lavender cicho.
- Trzeba to sprawdzić.
Hermiona szybko zerwała się z łóżka i ubrała w ekspresowym tempie. Wzięła różdżkę i wyszła z dormitorium rozglądając się bacznie. Dobrze wiedziała, co właśnie nadeszło. Tylko dlaczego tak szybko? Dlaczego świat wali się właśnie tej nocy? Zdążyła pokonać tylko kilka stopni w dół, kiedy profesor McGonagall wpadła jak burza do pokoju wspólnego. Ubrana była byle jak, a jej włosy wychodziły pasmami spod zazwyczaj nienagannego koka. Spojrzała na Hermionę, a w jej oczach Hermiona zobaczyła coś na kształt strachu.
- Co się dzieje, pani profesor? - zapytała Gryfonka.
- Śmierciożercy są w zamku, zwołaj wszystkich z wieży, mogą skryć się lub stanąć do walki. Chociaż szczerzę wątpię, żeby jakakolwiek kryjówka była skuteczna – wymaszerowała z pokoju wspólnego szybkim krokiem.
Hermiona stała chwilę w szoku. Przecież nie był tym zaskoczona, mimo wszystko nie chciała usłyszeć tych słów nigdy. Draco... - tylko to jedno słowo przeszło jej przez myśl. Nagle jednak oprzytomniała. Zaczęła szybko biec między dormitoriami i krzykiem informować Gryfonów o zaistniałej sytuacji. Po kilku minutach w pokoju wspólnym zebrał się pokaźny tłum. Niektóre dziewczyny histeryzowały (jak Lavender), inne w bojowej postawie krążyły po pomieszczeniu (jak Ginny). Chłopcy w większości byli jak w transie.
- Co teraz? - zapytał ktoś z tłumu.
- Będziemy walczyć – krzyknął ktoś inny.
- Nie zamierzam nadstawiać karku – tego dziewczęcego głosu Hermiona nie rozpoznawała.
- To nie walcz, głupia małpo! Nikt nie będzie ratował twojej tłustej dupy, kiedy przyjdą tu Śmierciożercy – wrzasnęła Ginny.
Podniosła się wrzawa. Jedni krzyczeli na dziewczynę, która ośmieliła się wcześniej odezwać, inni uznawali, że wolą się ukryć. Hermiona powoli przestawała nad wszystkim panować.
- Dosyć! - krzyknął Harry, a hałas natychmiast ucichł. - Ci, którzy chcą zostać, muszą znaleźć sobie jakąś kryjówkę. Proponuję zostać tu na wieży, ktoś z pewnością niedługo po was przyjdzie i przetransportuje w bezpieczne miejsce. Ci, którzy chcą walczyć, za mną!
Przeszedł przez portret, a za nim, ku uldze Hermiony, prawie wszyscy Gryfoni od piątej klasy w górę. Przy wieży było spokojnie, ale słyszeli dobiegające z dołu krzyki, które mroziły krew w żyłach. Rozglądając się bacznie, zbiegali po schodach. Hermiona zastanawiała się, ilu z nich jest gotowych ponieść konsekwencje tej nocy. Im bliżej byli parteru, tym szybciej biło serce Hermiony. Wreszcie to ujrzeli. Błyski świateł, zamaskowane postacie i uczniowie leżący nieruchomo na zimne posadzce. Ktoś posłał w ich stronę oszołamiacz, który trafił w jednego z piątoklasistów. Gryfoni natychmiast rozpierzchli się całym polu bitwy. Hermiona odpierała ataki i starała się atakować każą zamaskowaną postać, która rzuciła jej się w oczy. Całą swoja uwagę skupiła na zaklęciach i dzięki temu nie patrzyła na ciała ofiar leżące na ziemi. Szybko spostrzegła ogromną przewagę Śmierciożerców. Jakie mieli szanse? O co walczył Hogwart? O wygraną czy osłabienie przeciwnika? Ilu dobrych ludzi zginie tej nocy? Ilu jej przyjaciół? Odnalazła wzrokiem Harry'ego i popędziła w jego stronę. Nagle ziemia pod ich nogami zatrzęsła się i wszystko ustało. Każdy zamarł na chwilę w bezruchu w oczekiwaniu na to, co nadchodzi. Hermiona jak w zwolnionym tempie widziała jedną ze ścian wpadającą do środka. Ludzie uciekali w popłochu przed lecącymi gruzami. Do środka wpadł też ogromny głaz, Gryfonka krzyknęła, ale była za późno. Skała przygniotła jakąś szczupłą Krukonkę o twarzy dziecka. Hermiona i kilkoro innych uczniów natychmiast rzucili się w tamtą stronę, posyłając oszałamiające zaklęcia. Dziewczyna od razu pożałowała, kiedy spojrzała na Krukonkę. Głowę miała doszczętnie roztrzaskaną, nie była nawet w stanie rozpoznać jej twarzy. Po podłodze powoli płynęła jej krew. Nikt za zgromadzonych nie miał czasu na żałowanie jej, bitwa trwała, a każdy musiał dbać teraz o własne życie. Co to było? To, co odebrało jej życie?
- Olbrzymy! - krzyknął ktoś.
Przez wyburzony fragment ściany mogli zobaczyć teraz ogromne cielska. Potwory zaprzestały obrzucania zamku głazami, mogli zabić też Śmierciożerców. Ktoś nagle pociągnął dziewczynę brutalnie, straciła równowagę i runęła na ziemię. W ostatniej chwili, koło nich mignęło śmiercionośne zaklęcie. Tak mało brakowało, a sama pożegnałaby się z życiem. Rzuciła spojrzenie na swojego wybawiciela, którym okazał się wysoki Puchon, a potem ruszyła w tłum. Nagle uświadomiła sobie, że nawet mu nie podziękowała. Odwróciła się na ułamek sekundy, ale już go nie zobaczyła. Gdzieś tu musiał być Draco, oby cały i zdrowy.
- Ruszaj na górę, do wieży! Weź moją pelerynę – usłyszała głos Harry'ego.
Pognała natychmiast w stronę schodów. Jedno piątro, drugie, trzecie... Stanęła oko w oko z zakapturzoną postacią. Wycelowali w siebie różdżkami i stali chwilę w bezruchu. Mężczyzna uniósł zamachnął się różdżką, ale nagle za jego placami rozbłysło czerwone światło i upadł na ziemię. Draco zdjął maskę i wpatrywał się w Hermionę. Naglę podbiegł do niej, złapał za ramię i bez słowa wciągnął do pustej sali. Popchnął ją na ścianę i pocałował zachłannie. Wręcz brutalnie, jak nigdy. Hermionie przez umysł przeszła niemiła myśl, że robi to tak, jakby miał to być ich ostatni raz. Trwała bitwa, a oni byli w środku tego wszystkiego. Tylko to się teraz liczyło. Panna Granger nie mogła być pewna, czy dożyje wschodu słońca, więc pogłębiła pocałunek. Jakby to miał być naprawdę ich ostatni raz, jakby słońce miało już się nie obudzić. Zatopiła się w jego zapachu i pragnęła tylko tak trwać, czując ciepło jego skóry. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ale miała wrażenie, że stali tak w nieskończoność. Tak strasznie jej tego brakowało. Jego obecności, dotyku. Wreszcie chłopak odsunął się od niej delikatnie i spojrzał w oczy. Przytulił ją mocno z westchnieniem ulgi.
- Tak się bałem – szepnął.
Trzymał właśnie w ramionach wszystko, co posiadał. Wszystko, co miało dla niego znaczenie, o co się troszczył. Była cała i zdrowa, a on czuł z tego powodu nieopisaną ulgę. Tak bardzo się o nią martwił... To wszystko było jego winą. Trwali tak jakiś czas w zupełnej ciszy, której żadne nie chciało przerwać.
- Ucieknijmy – powiedział w końcu Draco stanowczym tonem.
Odsunęła się od niego szybko i spojrzała zaskoczona.
- Co masz na myśli? - zapytała, marszcząc czoło.
- Ucieknijmy! Daleko stąd. Jakoś się wymkniemy, a potem zaczniemy nowe życie. Razem. Poradzimy sobie, zobaczysz. Tylko mi zaufaj... – mówił z entuzjazmem, ale zamilkł, kiedy spojrzał na jej poważny wyraz twarzy.
Dokonał właśnie najważniejszego wyboru w swoim życiu. Uciec i mieć nadzieję, że uznają go za martwego, a Voldemort pomoże jego matce. Pomoże...Raczej zrobi coś, aby pokazać Lucjuszowi, że wynagradza swoich popleczników. Żeby udowodnić, że Śmierciożercy są wybraną, elitarną grupą. Że czeka ich nagroda warta swojej ceny... Umiał znajdować w ludziach słabości, a Narcyza była kartą przetargową do obydwu Malfoy'ów. Obiacjuąc im jej zdrowie, był pewien, że go nie zdradzą i zrobia wszystko, aby wykonać misję. Ale Draco nie mógł patrzeć na śmierć Hermiony, to byłoby zbyt wiele. Miał nadzieję, że oddanie jego ojca wystarczy. Że jakoś wytarguje jej życie czymkolwiek. Za jego każdym wyborem stała śmierć, ale tylko jedna z nich była pewna. Wybrał życie dziewczyny, która w innych warunkach nie miałaby żadnych szans. Nie wiedział jeszcze, czy będzie żałował, ale tylko taką miała szansę na przeżycie. Wybrał ją, dziewczynę, którą kochał.
- Draco, ja nie mogę uciec. Oni mnie potrzebują, nie mogę tak po prostu ich zostawić, zrozum.
- Tak, jasne – spuścił wzrok.
Chciała tego, ale czuła się zobowiązana, żeby pomóc przyjaciołom. Była Gryfonką, nie mogła tak po prostu uciec z pola walki. To nie było w jej stylu. Przez chwilę była rozdarta pomiędzy sercem, a rozumem, ale szybko dokonała wyboru. Nie miała wyjścia.
- Ale ty możesz przejść na naszą stronę. Będziemy walczyć razem – powiedziała, patrząc mu głęboko w oczy.
- Nie jestem zdrajcą – warknął.
- A uciec chciałeś – lekko podniosła głos.
- To co innego! - prawie krzyknął.
- Więc nie wymagaj ode mnie czegoś, czego sam nie jesteś w stanie zrobić!
- Jak ty to sobie wyobrażasz, Granger? Nie będę walczył przeciwko mojej rodzinie!
- A ja nie zdradzę przyjaciół!
Patrzyli na siebie wściekle, ich spojrzenia rzucały pioruny.
- Nie powinieneś iść pomagać rodzinie niszczyć Hogwart? - zapytała jadowitym tonem.
- Właśnie taki mam zamiar. Lepiej, Granger, żebyśmy nie spotkali się podczas bitwy, bo nie będę miał dla ciebie litości.
Prychnęła.
- Ani ja dla ciebie – krzyknęła.
- I świetnie – ryknął.
- Po prostu idealnie – odwrzasnęła.
Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem wyszedł z sali. Trzasnął za sobą wściekle drzwiami. Hermiona została sama i wpatrywała się oniemiała w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Draco. Miała złudną nadzieję, że chłopak jednak za chwilę wróci i przeprosi, ale czekała na próżno. Szybkim ruchem otarła łzę, która spływała po jej policzku. Czy właśnie tak wyglądał ich definitywny koniec? W takim miejscu i czasie? To mogła być ostatnia noc w ich życiu. Powinni cieszyć się sobą i ochraniać nawzajem. Wszystko prysło, kiedy tylko zaczęło się na nowo układać. Kiedy prawie uporządkowali już swoje życie i robili plany na przyszłość, przyszła bitwa, która oddzieliła ich grubym murem. Stali po dwóch jego stronach i żadne nie chciało zdradzić swoich ideałów. Pozwoliła sobie jeszcze na chwilę bycia w samotności. Miała wrażenie, że kiedy trzasnęły drzwi, jej serce rozprysło się na miliony kawałeczków, jak potłuczone szkło.
CDN!