Czasu nie mam, ale mam rozdział. Szczerze mówiąc, to jestem z niego zadowolona, ale czekam na opinie, bo pod tym rozdziałem zależy mi szczególnie! :)
_______________________________
Otworzyła oczy, ale nie zrobiło jej to wielkiej różnicy. Zamrugała kilka razy opuchniętymi powiekami i zaczęła widzieć kontury pomieszczenia. W ustach miała zupełnie sucho. Odchrząknęła, a gardło zapiekło ją mocno, aż pojawił się grymas na jej twarzy. Czuła się oszołomiona, nie wiedziała która jest godzina ani ile czasu była nieprzytomna. Ciało miała obolałe od długiego leżenia na twardej ziemi. Powoli wracały do niej wspomnienia.
- Lestrange! - Ron wycelował palcem w kobietę.
- Gdzie Potter? Powinien być z wami – jej twarz przybrała nieodgadniony wyraz.
Wyciągnęli różdżki, Bellatrix zrobiła to samo, ale wycelowała nią w dziewczynkę. Zaśmiała się szaleńczo.
- Mam ich zabić? - usłyszeli za sobą zachrypnięty głos i odwrócili się natychmiast.
Zobaczyli niskiego, krępego mężczyznę. Miał zmierzwioną brodę i krzaczaste brwi. Wyglądał niechlujnie, w zabrudzonej, poszarpanej szacie. Celował w nich swoją różdżką.
- Nie! - krzyknęła kobieta. - Słyszałeś rozkazy, mają być żywi!
- I tak nie ma wśród nich Pottera! Lepiej od razu ich zamordować i mieć mniej roboty!
_______________________________
Otworzyła oczy, ale nie zrobiło jej to wielkiej różnicy. Zamrugała kilka razy opuchniętymi powiekami i zaczęła widzieć kontury pomieszczenia. W ustach miała zupełnie sucho. Odchrząknęła, a gardło zapiekło ją mocno, aż pojawił się grymas na jej twarzy. Czuła się oszołomiona, nie wiedziała która jest godzina ani ile czasu była nieprzytomna. Ciało miała obolałe od długiego leżenia na twardej ziemi. Powoli wracały do niej wspomnienia.
- Lestrange! - Ron wycelował palcem w kobietę.
- Gdzie Potter? Powinien być z wami – jej twarz przybrała nieodgadniony wyraz.
Wyciągnęli różdżki, Bellatrix zrobiła to samo, ale wycelowała nią w dziewczynkę. Zaśmiała się szaleńczo.
- Mam ich zabić? - usłyszeli za sobą zachrypnięty głos i odwrócili się natychmiast.
Zobaczyli niskiego, krępego mężczyznę. Miał zmierzwioną brodę i krzaczaste brwi. Wyglądał niechlujnie, w zabrudzonej, poszarpanej szacie. Celował w nich swoją różdżką.
- Nie! - krzyknęła kobieta. - Słyszałeś rozkazy, mają być żywi!
- I tak nie ma wśród nich Pottera! Lepiej od razu ich zamordować i mieć mniej roboty!
W tym momencie w głowie Hermiony po
raz pierwszy zaświtała myśl, że to już koniec. Nie mieli szans,
chociaż liczebność była ta sama, to dziewczyna nie chciała igrać z życiem dziecka.
- Jak śmiesz podważać rozkazy Czarnego Pana, mieszańcu! - głos Bellatrix poniósł się po małym pomieszczeniu. - Gdzie Potter? - zwróciła się w stronę uczniów, jeszcze mocniej zacisnęła dłoń na ciele dziewczynki.
- Nie poszedł z nami, dostał szlaban – powiedziała Hermiona, starając się, żeby jej głos był opanowany.
W tym momencie dziękowała wszystkim nadprzyrodzonym mocom, że Harry'ego nie ma z nimi. A tak strasznie żałował, że nie może iść...
- No tak, plan był dobry... Ale tego nie przewidzieliśmy – odpowiedziała kobieta, mówiąc bardziej do siebie, niż do nich.
Hermiona nadal wpatrywała się w dziecko, które stało spokojnie, nie wykonując żadnego ruchu.
- Klątwa Imperiusa – odpowiedziała Bellatrix na jej nieme pytanie. - Miło, że mi o niej przypomniałaś. Nie będzie nam dłużej potrzebna.
W tym momencie kilka rzeczy stało się w wyjątkowo krótkim czasie. Rozbłysło zielone światło, z gardła Hermiony wyrwał się niekontrolowany krzyk i rzuciła się w stronę kobiety. Posłała w jej kierunku pierwsze zaklęcie, jakie przyszło jej do głowy. Kobieta krótkim ruchem odbiła oszołamiacz, który pomknął zaraz obok głowy Rona. Chłopak złapał mocno Gryfonkę w pasie i przytrzymał jej rękę, w której trzymała różdżkę.
- Hermiono! Nie! Już jej nie pomożesz! - krzyczał, ale dziewczyna nadal poróbowała walczyć.
- Jak możesz być tak okrutna – wrzasnęła, przełykając słone łzy.
- Jak śmiałaś podnieść różdżkę na czarownicę czystej krwi, ty odrażająca szlamo! - jej głos był szaleńczy, po ciele Hermiony przebiegły dreszcze.
Ron szybko wyszedł przed Hermionę i osłonił ją własnym ciałem. Stał między nią, a rozwścieczoną Bellatrix, gotową zamordować ich bez mrugnięcia okiem. Puścił Hermionę, która całą siłą woli powstrzymywała się, żeby nie podbiec do ciała dziewczynki. Ron miał rację, nie mogła już jej pomóc. Teraz to oni byli na granicy śmierci.
- Och, Weasley – zaśmiała się czarownica. - Zdrajca krwi osłania szlamę, jakie to słodkie. Pamiętajcie, jeden niewłaściwy ruch, a któremuś z was stanie się krzywda, lepiej bądźcie grzeczni.
Skinęła głową na Śmierciożercę stojącego za nimi. Hermiona poczuła, jak łapie ją mocno za ramię i ciągnie w stronę Bellatrix. Próbowała się wyrwać, ale miała zbyt mało siły. Ron rzucił się w jej kierunku, ale natychmiast został oszołomiony. Wciąż trzymając Hermionę, mężczyzna kopnął go kilka razy w żebra i brzuch.
- Przestań. Nie możesz go zabić, nie takie macie rozkazy – krzyknęła Gryfonka łamiącym się głosem.
Poskutkowało, Śmierciożerca jakby się opamiętał. Popchnął dziewczynę brutalnie do stóp czarownicy. Upadła boleśnie na drewnianą podłogę.
- Jesteś zbyt śmiała, Granger! Nie masz prawa używać różdżki przeciw czarownicy czystej krwi! Crucio!
Hermiona poczuła, jakby znalazła się w ogniu. Płonęła jej skóra, wnętrzności i kości. Wiła się na podłodze, a ból nie ustępował. Nie potrafiła o niczym myśleć, bo ból wypełniał jej umysł, a jedyną myślą było, żeby umrzeć. Słyszała szaleńczy śmiech Bellatrix, ale jakiś odległy. Po chwili zaczął wypełniać jej umysł wraz z bólem. Marzyła tylko o chwili ciszy, jej własny krzyk był tłem tego wszystkiego, po prostu brzmiał, ale nie odgrywał żadnej roli. Jakby cichł przy tym przerażającym i bolesnym śmiechu. Umrzeć... Tylko tyle. Po prostu zamknąć oczy, nie czuć już nigdy nic więcej. Czuła, jak odpływa i przestaje zupełnie kontrolować swój umysł. Wszystko cichło, a jej powieki stawały się coraz cięższe. Wreszcie upragniony spokój...
- Ron? - rzuciła w przestrzeń słabym, zachrypniętym głosem. - Ron!
Odpowiedziała jej cisza. Wytężyła wzrok i rozejrzała się po pomieszczeniu. W kącie dostrzegła skuloną postać. Wstała zbyt szybko, zakręciło jej się w głowie, a prawa noga eksplodowała bólem. Krzyknęła i osunęła się po ścianie. Dotknęła swojego kolana i poczuła ciecz na swoich palcach. Kiedy przybliżyła je do twarzy, poczuła metaliczny zapach. Krew. Nie pamiętała w którym momencie dorobiła się tej rany, musiała być już nieprzytomna. Dlaczego nie poczuła tego wcześniej? Musiała być najwidoczniej zbyt oszołomiona po przebudzeniu. Spróbowała zgiąć nogę w kolanie. Syknęła z bólu, ale dała radę. Położyła się na brzuchu i zaczęła bardzo powoli czołgać na łokciach w stronę Rona, uważając, żeby nie dotknąć raną posadzki. Usiadła obok niego i westchnęła ciężko. Przyłożyła policzek do jego twarzy, oddychał, ale był nieprzytomny. Oparła głowę o ścianę. Potrzebowała wody. Próbowała przemyśleć ich położenie, ale doszła tylko do wniosku, że jest opłakane. Tkwili w zamkniętym lochu, bez szans na ucieczkę. Nawet jeśli już ich szukali, to jakie mieli szanse na znalezienie? Pod jej powiekami zebrały się łzy i znalazły ujście, spływając po jej policzkach. Otarła je szybko wierzchem dłoni. Nie mogła pozwolić sobie na płacz, musiała teraz myśleć trzeźwo. Skoro nie mogą liczyć na pomoc z zewnątrz, muszą liczyć na siebie. Ron poruszył się delikatnie i wydał z siebie krótki pomruk. Natychmiast spojrzała w jego stronę i dotknęła delikatnie ramienia. Znów się poruszył i usłyszała ciche przekleństwo. Odetchnęła z ulgą, obudził się... Zakaszlał, dramatycznie próbując złapać oddech. Pochyliła się nad nim z niepokojem.
- Ron? - zapytała cicho.
Znów tylko kaszel. Dopiero po dłuższej chwili chłopak podniósł się do pozycji siedzącej. Mimo panującego mroku, Hermiona czuła, że patrzy prosto na nią.
- Jak sie czujesz? - odważyła się zapytać.
- Cholernie bolą mnie żebra, ciężko mi oddychać – powiedział ledwo słyszalnym głosem.
Hermiona przypomniała sobie siłę, jaką Śmierciożerca wkładał w kopanie chłopaka i była pewna, że nie obyło się bez pękniętych kości. Od powstrzymywanych łez zapiekły ją oczy.
- To przejdzie – powiedziała nienaturalnym, obcym głosem.
- A jak ty się czujesz? - usłyszała troskę w jego głosie.
- Dobrze – odpowiedziała mechanicznie.
W jej gardle rosła kula strachu i żalu. Nie mogła dłużej udawać. Zaszlochała cicho, a reakcja Rona była natychmiastowa. Objął ją mocno w talii, tłumiąc jęk bólu. Delikatnie położyła mu głowę na ramieniu, To była taka maleńka cząstka bezpieczeństwa, bardzo złudna. Nie była sama, mieli siebie i mogli coś wymyślić.
- Na pewno już nas szukają – chłopak pogłaskał ją uspokajająco po głowie.
Chciała powstrzymać płacz, ale kiedy wtuliła się w chłopaka, nie mogła się już opanować. Łzy spływały po jej policzkach swobodnie.
- Znajdą nas, przysięgam – szepnął.
Kiwnęła lekko głową, chociaż nie wierzyła w jego słowa. Byli tutaj zupełnie odizolowani od świata. Nawet, jeżeli w zamku dojdą do wniosku, że dwójka uczniów została porwana, to skąd będą wiedzieć, gdzie ich szukać? Zatrzęsła się z zimna i mocniej wtuliła w Rona. Hermiona znała tylko jedną osobę, która mogła im teraz pomóc, ale dziewczyna nie chciała jej widzieć na oczy. Raczej cieszyłby się tym, że gniją w lochu, niż próbował uratować. Szczególnie po tym, co usłyszała od niego ostatnio. Nienawidziła go każdą cząstką swojej duszy, ale musiała przyznać, że teraz przydałby się ktoś taki. Gdyby kłamstwa, którymi ją karmił okazały się jednak prawdą, to może mieliby szanse na ucieczkę...
Harry był skrajnie zmęczony. Snape kazał mu szorować dwie sale i chłopak ledwo stał na nogach. Przemierzając wysokie schody myślał tylko i wyłącznie o ciepłym, miękkim łóżku. Krok za krokiem był coraz bliżej wieży Gryfonów i starał się jeszcze przyspieszyć tempa. Zasnąć, po prostu zasnąć we własnym łóżku, tylko tyle. Czuł wielki szczęście i ulgę, wchodząc do pokoju wspólnego. Już tak mało dzieliło go od upragnionego wypoczynku... Przy komiku siedziała Ginny i zamyślona wpatrywała się w płomienie. Najpierw jakby nie zauważyła, że wszedł, ale potem odezwała się, nawet na niego nie patrząc.
- Nie wrócili – powiedziała obcym głosem.
- Co masz na myśli? - Harry zmarszczył brwi.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w jego stronę. Twarz miała pochmurną i zmartwioną. Czekała na nich przed zamkiem, ale nie przyszli... Myślała, że wrócili wcześniej, ale w środku też ich nie zastała. Wypytała kilku Gryfonów, ale żaden od wyjścia do Hogsmeade ich nie widział. Jakby rozpłynęli się w powietrzu.
- Jesteś pewna? - zapytał Harry zmęczonym głosem.
- Tak, jestem pewna – Ginny spojrzała na niego zirytowanym wzrokiem.
- Nie powinnaś wszczynać paniki, może po prostu...
- Nie, ja nie wszczynam paniki! - przerwała mu ostro. - Sam-Wiesz-Kto rośnie w siłę, Śmierciożercy szykują się do wojny, a mój brat i przyjaciółka nagle znikają. Przypominam, że to też twoi przyjaciele, Harry Potterze! - wycelowała w niego oskarżycielsko palcem.
- Ginny, im po prostu nie mogła stać się krzywda.
Mówił, jakby próbował przekonać sam siebie, jakby wmawiał sobie, że nie jest niczemu winny. Usprawiedliwiał się, chociaż nie zrobił nic złego. Nie chciał do siebie dopuścić myśl, że przez niego jego przyjaciele są w niebezpieczeństwie. Wstał szybko i gwałtownie.
- Idziemy – rzucił w stronę Ginny.
- Gdzie? - zapytała wytrzeszczając na niego oczy.
- Przecież trzeba to gdzieś zgłosić! Nie możemy ich tak zostawić. McGonagall będzie wiedziała, co robić...
Harry szedł szybko i stawiał długie kroki, więc Ginny co chwilę musiała do niego podbiegać. Z każdą sekundą rosła w nim niepewność. A jeżeli Ginny ma rację? Jakie są szanse, że jego przyjaciele nadal żyją? A jeżeli tak, to jak uda im się ich odnaleźć? Zapukał energicznie do drzwi gabinetu McGonagall i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka. Ginny podążyła za nim. Nauczycielka zmierzyła ich srogim spojrzeniem i już otwierała usta, żeby się odezwać, ale Herry był szybszy.
- Hermiona i Ron nie wrócili – wydusił z siebie.
- Słucham? - brwi McGonagall zbiegły się w jedną linię.
- Hermiona i Ron nie wrócili z Hogsmeade, pani profesor... - powiedział spokojniejszym tonem.
- A jeśli nie żyją? - zapiszczał Ginny.
- Proszę o spokój, panno Weasley. Mam rozumieć, że dwoje uczniów nie wróciło z wioski?
- A jeśli dopadli ich Śmierciożercy? - znów odezwała się Gryfonka.
- Nie ma ich, po prostu nie wrócili. Co, jeśli Ginny ma rację? Jeśli przeze mnie stali się celem? - zapytał Harry.
Był na siebie wściekły. Powinien iść z nimi, może dałby radę ich obronić. Przecież to jego chcieli, a celują w bliskie mu osoby. Patrzył na nauczycielkę ze zniecierpliwieniem.
- Czy nie powinniśmy zacząć coś robić? - warknął.
- Tak, panie Potter, musimy niezwłocznie udać się do dyrektora.
Była zupełnie blada, a wargi zacisnęła w wąską linię. Wstała i wymaszerowała z pomieszczenia. Dwójka uczniów podążyła za nią.
Draco zszedł na śniadanie, ale był ledwo żywy. Zeszłej nocy nieźle zaszaleli z Zabinim i teraz zmagał się z kacem. Usiadł przy stole, ale wystarczyło jedno spojrzenie na jedzenie, żeby zrobiło mu się niedobrze. Blaise co chwilę rzucał mu kpiące spojrzenia, na co blondyn starał się nie reagować. Po raz setny przysięgał sobie, że już nigdy więcej nei spojrzy na alkohol. Nalał sobie szklaneczkę soku pomarańczowego i uznał, że to musi mu wystarczyć. Dyrektor wyszedł na mównice i wszyscy umilkli. Patrzyli na niego zaskoczeni, nieczęsto to robił.
- Mam dla was dziś przykrą informację – zaczął spokojnym tonem. - Wczoraj dwoje uczniów nie wróciło z Hogsmeade. Najprawdopodobniej zostali pojmani lub zamordowani przez zwolenników Lorda Voldemorta, innego wytłumaczenia nie dostrzegam. Dla bezpieczeństwa uczniów, odwołuję następne wyjścia do Hogsmeade, aż do końca roku. Przyłożymy wszelkich starań, aby odnaleźć pannę Hermionę Granger i pana Ronalda Weasleya całych i zdrowych.
Na dźwięk tych słów Draco zamarł. Porwawni lub zamordowani... Jeżeli pojmani, to on doskonale wiedział gdzie ich trzymają. Musiał jak najszybciej znaleźć się we własnym domu. Próbował wstać, ale Blaise przejrzał jego zamiary. Złapał go za ramię i przytrzymał.
- Nie wychodź teraz. Wzbudzisz zainteresowanie – szepnął.
Draco kiwnął tylko głową, ale myślami był już w korytarzu prowadzącym do lochów jego domu...
- Jak śmiesz podważać rozkazy Czarnego Pana, mieszańcu! - głos Bellatrix poniósł się po małym pomieszczeniu. - Gdzie Potter? - zwróciła się w stronę uczniów, jeszcze mocniej zacisnęła dłoń na ciele dziewczynki.
- Nie poszedł z nami, dostał szlaban – powiedziała Hermiona, starając się, żeby jej głos był opanowany.
W tym momencie dziękowała wszystkim nadprzyrodzonym mocom, że Harry'ego nie ma z nimi. A tak strasznie żałował, że nie może iść...
- No tak, plan był dobry... Ale tego nie przewidzieliśmy – odpowiedziała kobieta, mówiąc bardziej do siebie, niż do nich.
Hermiona nadal wpatrywała się w dziecko, które stało spokojnie, nie wykonując żadnego ruchu.
- Klątwa Imperiusa – odpowiedziała Bellatrix na jej nieme pytanie. - Miło, że mi o niej przypomniałaś. Nie będzie nam dłużej potrzebna.
W tym momencie kilka rzeczy stało się w wyjątkowo krótkim czasie. Rozbłysło zielone światło, z gardła Hermiony wyrwał się niekontrolowany krzyk i rzuciła się w stronę kobiety. Posłała w jej kierunku pierwsze zaklęcie, jakie przyszło jej do głowy. Kobieta krótkim ruchem odbiła oszołamiacz, który pomknął zaraz obok głowy Rona. Chłopak złapał mocno Gryfonkę w pasie i przytrzymał jej rękę, w której trzymała różdżkę.
- Hermiono! Nie! Już jej nie pomożesz! - krzyczał, ale dziewczyna nadal poróbowała walczyć.
- Jak możesz być tak okrutna – wrzasnęła, przełykając słone łzy.
- Jak śmiałaś podnieść różdżkę na czarownicę czystej krwi, ty odrażająca szlamo! - jej głos był szaleńczy, po ciele Hermiony przebiegły dreszcze.
Ron szybko wyszedł przed Hermionę i osłonił ją własnym ciałem. Stał między nią, a rozwścieczoną Bellatrix, gotową zamordować ich bez mrugnięcia okiem. Puścił Hermionę, która całą siłą woli powstrzymywała się, żeby nie podbiec do ciała dziewczynki. Ron miał rację, nie mogła już jej pomóc. Teraz to oni byli na granicy śmierci.
- Och, Weasley – zaśmiała się czarownica. - Zdrajca krwi osłania szlamę, jakie to słodkie. Pamiętajcie, jeden niewłaściwy ruch, a któremuś z was stanie się krzywda, lepiej bądźcie grzeczni.
Skinęła głową na Śmierciożercę stojącego za nimi. Hermiona poczuła, jak łapie ją mocno za ramię i ciągnie w stronę Bellatrix. Próbowała się wyrwać, ale miała zbyt mało siły. Ron rzucił się w jej kierunku, ale natychmiast został oszołomiony. Wciąż trzymając Hermionę, mężczyzna kopnął go kilka razy w żebra i brzuch.
- Przestań. Nie możesz go zabić, nie takie macie rozkazy – krzyknęła Gryfonka łamiącym się głosem.
Poskutkowało, Śmierciożerca jakby się opamiętał. Popchnął dziewczynę brutalnie do stóp czarownicy. Upadła boleśnie na drewnianą podłogę.
- Jesteś zbyt śmiała, Granger! Nie masz prawa używać różdżki przeciw czarownicy czystej krwi! Crucio!
Hermiona poczuła, jakby znalazła się w ogniu. Płonęła jej skóra, wnętrzności i kości. Wiła się na podłodze, a ból nie ustępował. Nie potrafiła o niczym myśleć, bo ból wypełniał jej umysł, a jedyną myślą było, żeby umrzeć. Słyszała szaleńczy śmiech Bellatrix, ale jakiś odległy. Po chwili zaczął wypełniać jej umysł wraz z bólem. Marzyła tylko o chwili ciszy, jej własny krzyk był tłem tego wszystkiego, po prostu brzmiał, ale nie odgrywał żadnej roli. Jakby cichł przy tym przerażającym i bolesnym śmiechu. Umrzeć... Tylko tyle. Po prostu zamknąć oczy, nie czuć już nigdy nic więcej. Czuła, jak odpływa i przestaje zupełnie kontrolować swój umysł. Wszystko cichło, a jej powieki stawały się coraz cięższe. Wreszcie upragniony spokój...
- Ron? - rzuciła w przestrzeń słabym, zachrypniętym głosem. - Ron!
Odpowiedziała jej cisza. Wytężyła wzrok i rozejrzała się po pomieszczeniu. W kącie dostrzegła skuloną postać. Wstała zbyt szybko, zakręciło jej się w głowie, a prawa noga eksplodowała bólem. Krzyknęła i osunęła się po ścianie. Dotknęła swojego kolana i poczuła ciecz na swoich palcach. Kiedy przybliżyła je do twarzy, poczuła metaliczny zapach. Krew. Nie pamiętała w którym momencie dorobiła się tej rany, musiała być już nieprzytomna. Dlaczego nie poczuła tego wcześniej? Musiała być najwidoczniej zbyt oszołomiona po przebudzeniu. Spróbowała zgiąć nogę w kolanie. Syknęła z bólu, ale dała radę. Położyła się na brzuchu i zaczęła bardzo powoli czołgać na łokciach w stronę Rona, uważając, żeby nie dotknąć raną posadzki. Usiadła obok niego i westchnęła ciężko. Przyłożyła policzek do jego twarzy, oddychał, ale był nieprzytomny. Oparła głowę o ścianę. Potrzebowała wody. Próbowała przemyśleć ich położenie, ale doszła tylko do wniosku, że jest opłakane. Tkwili w zamkniętym lochu, bez szans na ucieczkę. Nawet jeśli już ich szukali, to jakie mieli szanse na znalezienie? Pod jej powiekami zebrały się łzy i znalazły ujście, spływając po jej policzkach. Otarła je szybko wierzchem dłoni. Nie mogła pozwolić sobie na płacz, musiała teraz myśleć trzeźwo. Skoro nie mogą liczyć na pomoc z zewnątrz, muszą liczyć na siebie. Ron poruszył się delikatnie i wydał z siebie krótki pomruk. Natychmiast spojrzała w jego stronę i dotknęła delikatnie ramienia. Znów się poruszył i usłyszała ciche przekleństwo. Odetchnęła z ulgą, obudził się... Zakaszlał, dramatycznie próbując złapać oddech. Pochyliła się nad nim z niepokojem.
- Ron? - zapytała cicho.
Znów tylko kaszel. Dopiero po dłuższej chwili chłopak podniósł się do pozycji siedzącej. Mimo panującego mroku, Hermiona czuła, że patrzy prosto na nią.
- Jak sie czujesz? - odważyła się zapytać.
- Cholernie bolą mnie żebra, ciężko mi oddychać – powiedział ledwo słyszalnym głosem.
Hermiona przypomniała sobie siłę, jaką Śmierciożerca wkładał w kopanie chłopaka i była pewna, że nie obyło się bez pękniętych kości. Od powstrzymywanych łez zapiekły ją oczy.
- To przejdzie – powiedziała nienaturalnym, obcym głosem.
- A jak ty się czujesz? - usłyszała troskę w jego głosie.
- Dobrze – odpowiedziała mechanicznie.
W jej gardle rosła kula strachu i żalu. Nie mogła dłużej udawać. Zaszlochała cicho, a reakcja Rona była natychmiastowa. Objął ją mocno w talii, tłumiąc jęk bólu. Delikatnie położyła mu głowę na ramieniu, To była taka maleńka cząstka bezpieczeństwa, bardzo złudna. Nie była sama, mieli siebie i mogli coś wymyślić.
- Na pewno już nas szukają – chłopak pogłaskał ją uspokajająco po głowie.
Chciała powstrzymać płacz, ale kiedy wtuliła się w chłopaka, nie mogła się już opanować. Łzy spływały po jej policzkach swobodnie.
- Znajdą nas, przysięgam – szepnął.
Kiwnęła lekko głową, chociaż nie wierzyła w jego słowa. Byli tutaj zupełnie odizolowani od świata. Nawet, jeżeli w zamku dojdą do wniosku, że dwójka uczniów została porwana, to skąd będą wiedzieć, gdzie ich szukać? Zatrzęsła się z zimna i mocniej wtuliła w Rona. Hermiona znała tylko jedną osobę, która mogła im teraz pomóc, ale dziewczyna nie chciała jej widzieć na oczy. Raczej cieszyłby się tym, że gniją w lochu, niż próbował uratować. Szczególnie po tym, co usłyszała od niego ostatnio. Nienawidziła go każdą cząstką swojej duszy, ale musiała przyznać, że teraz przydałby się ktoś taki. Gdyby kłamstwa, którymi ją karmił okazały się jednak prawdą, to może mieliby szanse na ucieczkę...
Harry był skrajnie zmęczony. Snape kazał mu szorować dwie sale i chłopak ledwo stał na nogach. Przemierzając wysokie schody myślał tylko i wyłącznie o ciepłym, miękkim łóżku. Krok za krokiem był coraz bliżej wieży Gryfonów i starał się jeszcze przyspieszyć tempa. Zasnąć, po prostu zasnąć we własnym łóżku, tylko tyle. Czuł wielki szczęście i ulgę, wchodząc do pokoju wspólnego. Już tak mało dzieliło go od upragnionego wypoczynku... Przy komiku siedziała Ginny i zamyślona wpatrywała się w płomienie. Najpierw jakby nie zauważyła, że wszedł, ale potem odezwała się, nawet na niego nie patrząc.
- Nie wrócili – powiedziała obcym głosem.
- Co masz na myśli? - Harry zmarszczył brwi.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w jego stronę. Twarz miała pochmurną i zmartwioną. Czekała na nich przed zamkiem, ale nie przyszli... Myślała, że wrócili wcześniej, ale w środku też ich nie zastała. Wypytała kilku Gryfonów, ale żaden od wyjścia do Hogsmeade ich nie widział. Jakby rozpłynęli się w powietrzu.
- Jesteś pewna? - zapytał Harry zmęczonym głosem.
- Tak, jestem pewna – Ginny spojrzała na niego zirytowanym wzrokiem.
- Nie powinnaś wszczynać paniki, może po prostu...
- Nie, ja nie wszczynam paniki! - przerwała mu ostro. - Sam-Wiesz-Kto rośnie w siłę, Śmierciożercy szykują się do wojny, a mój brat i przyjaciółka nagle znikają. Przypominam, że to też twoi przyjaciele, Harry Potterze! - wycelowała w niego oskarżycielsko palcem.
- Ginny, im po prostu nie mogła stać się krzywda.
Mówił, jakby próbował przekonać sam siebie, jakby wmawiał sobie, że nie jest niczemu winny. Usprawiedliwiał się, chociaż nie zrobił nic złego. Nie chciał do siebie dopuścić myśl, że przez niego jego przyjaciele są w niebezpieczeństwie. Wstał szybko i gwałtownie.
- Idziemy – rzucił w stronę Ginny.
- Gdzie? - zapytała wytrzeszczając na niego oczy.
- Przecież trzeba to gdzieś zgłosić! Nie możemy ich tak zostawić. McGonagall będzie wiedziała, co robić...
Harry szedł szybko i stawiał długie kroki, więc Ginny co chwilę musiała do niego podbiegać. Z każdą sekundą rosła w nim niepewność. A jeżeli Ginny ma rację? Jakie są szanse, że jego przyjaciele nadal żyją? A jeżeli tak, to jak uda im się ich odnaleźć? Zapukał energicznie do drzwi gabinetu McGonagall i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka. Ginny podążyła za nim. Nauczycielka zmierzyła ich srogim spojrzeniem i już otwierała usta, żeby się odezwać, ale Herry był szybszy.
- Hermiona i Ron nie wrócili – wydusił z siebie.
- Słucham? - brwi McGonagall zbiegły się w jedną linię.
- Hermiona i Ron nie wrócili z Hogsmeade, pani profesor... - powiedział spokojniejszym tonem.
- A jeśli nie żyją? - zapiszczał Ginny.
- Proszę o spokój, panno Weasley. Mam rozumieć, że dwoje uczniów nie wróciło z wioski?
- A jeśli dopadli ich Śmierciożercy? - znów odezwała się Gryfonka.
- Nie ma ich, po prostu nie wrócili. Co, jeśli Ginny ma rację? Jeśli przeze mnie stali się celem? - zapytał Harry.
Był na siebie wściekły. Powinien iść z nimi, może dałby radę ich obronić. Przecież to jego chcieli, a celują w bliskie mu osoby. Patrzył na nauczycielkę ze zniecierpliwieniem.
- Czy nie powinniśmy zacząć coś robić? - warknął.
- Tak, panie Potter, musimy niezwłocznie udać się do dyrektora.
Była zupełnie blada, a wargi zacisnęła w wąską linię. Wstała i wymaszerowała z pomieszczenia. Dwójka uczniów podążyła za nią.
Draco zszedł na śniadanie, ale był ledwo żywy. Zeszłej nocy nieźle zaszaleli z Zabinim i teraz zmagał się z kacem. Usiadł przy stole, ale wystarczyło jedno spojrzenie na jedzenie, żeby zrobiło mu się niedobrze. Blaise co chwilę rzucał mu kpiące spojrzenia, na co blondyn starał się nie reagować. Po raz setny przysięgał sobie, że już nigdy więcej nei spojrzy na alkohol. Nalał sobie szklaneczkę soku pomarańczowego i uznał, że to musi mu wystarczyć. Dyrektor wyszedł na mównice i wszyscy umilkli. Patrzyli na niego zaskoczeni, nieczęsto to robił.
- Mam dla was dziś przykrą informację – zaczął spokojnym tonem. - Wczoraj dwoje uczniów nie wróciło z Hogsmeade. Najprawdopodobniej zostali pojmani lub zamordowani przez zwolenników Lorda Voldemorta, innego wytłumaczenia nie dostrzegam. Dla bezpieczeństwa uczniów, odwołuję następne wyjścia do Hogsmeade, aż do końca roku. Przyłożymy wszelkich starań, aby odnaleźć pannę Hermionę Granger i pana Ronalda Weasleya całych i zdrowych.
Na dźwięk tych słów Draco zamarł. Porwawni lub zamordowani... Jeżeli pojmani, to on doskonale wiedział gdzie ich trzymają. Musiał jak najszybciej znaleźć się we własnym domu. Próbował wstać, ale Blaise przejrzał jego zamiary. Złapał go za ramię i przytrzymał.
- Nie wychodź teraz. Wzbudzisz zainteresowanie – szepnął.
Draco kiwnął tylko głową, ale myślami był już w korytarzu prowadzącym do lochów jego domu...
No, no, o rozdział robi na serio wrażenie. Coraz bardziej podoba mi się twoje opowiadanie i czekam na kolejny wpis :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, będę ogromnie wdzięczna za opinie na temat mojego bloga :)
http://tonie-wariactwo-ani-glupota-to-milosc.blogspot.com
Dziękuję! :3
UsuńPrzeczytam Twoje opowiadania na pewno, ale nie mam teraz czasu, żeby zaczynać jakieś opowiadanie od początku, przepraszam! :C
Wow !
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńTak! Tak! Draco bohaterem! :D Rozdział cudowny, jak zwykle, tylko proszę, mogłabyś poprawiać literówki? Będzie się o wiele lepiej czytało. ;)
OdpowiedzUsuńI fajnie oddałaś Harrego - oczywiście, zawsze obwini siebie, wszystko z jego powodu. Chociaż, akurat teraz miał rację... :P
No więc czekam na kolejny fragment z jeszcze większa niecierpliwością, bo na ile Cię znam, to nie obejdzie się bez komplikacji. Pisz szybko, prooooooooszę!!
Pozdrawiam i przesyłam duuuuuużo weny,
Nikita <3
Zaraz się za to zabiorę, wrzucałam rozdział na szybko, kiedy znalazłam chwilę czasu, przepraszam!
UsuńDziękuję za tyle miłych słów! :)
Jest wspaniały! :D
OdpowiedzUsuńCiekawe jak Draco wyciągnie ich z Malfoy Manor ._.
Wróciłam przed chwilą do domu, jestem padnięta, więc nie mam siły napisać nic lepszego ._.
Pozdrawiam i czekam na kolejny ♥
Mrs Black
Dziękuję i również pozdrawiam! :3
Usuńświetnie!
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńTakirgo rozdzialu jeszcze nie bylo ! Tyle emocji ! Ale jeszcze wiecej pytan ito woecej niz w poprzednim. No bo co zrobi Draco ? Jesli ich uwolni bd miec przesrane :( ale zrpbi yo na pewno tylko jak zareaguje Hermiona a jak Ron cxy pozwola sb pomoc ? Raczej tak... Ale jak to wplynie na ich relacje... A z Malfoy Manor eyjda wspolnie ? Tylko drco a moze tylko herm i ron ? On zostanie w jakis bohaterski sposob xD a jak jiz wroca dohogwartu to czy powiedza ze to draco ich uwolnil ? O.o jak tak yp co na to np. Harry ? Albo jeszcze lepiej ! Moze draco rzuci na ta dwojke Obloviate ? Taaak to by bylo swietne ale nie jestem pewna czy bym ci to wybaczyla :p No dobra jak zwykle niecierpliwie czekam na kolrjny tozdzial i lrzesylam caluski :* kyore moze dodadza ci dodatkow weny xD i znowu przepraszam za bledy bo jestem na fonie ;/
OdpowiedzUsuńOjejku, tyle pytań! : O
UsuńWszystko wkrótce się okaże :)
*.*
OdpowiedzUsuńNiesamowite jest to, jak precyzyjnie i zmyślnie budujesz w nas napięcie. W jaki sposób wywołujesz w nas emocje.
Naprawdę, Twoje pomysły są niesamowite!
Nie wiem, co mogę jeszcze napisać. Może to, że scena z Bellatrix była cudowna? Tak bardzo realistyczna. Albo, że pomysł z małą dziewczynką jest genialny? A może to, że kocham Cię za Dracona? Bo kocham :-*
Pozdrawiam
Laxus
Dziękuję bardzo! :)
UsuńTo niewiarygodne co potrafisz ze mną zrobić. Od ostatniego rozdziału nie było dnia żebym się nie zastanawiała co będzie dalej. Tak bardzo zafascynowalas mnie ta historią! Tak, to zdecydowanie najlepsza część tego opowiadania. Teraz może być tylko lepiej, będą razem, będzie słodko, znowu, tylko tym razem na zawsze. Tylko niech się jeszcze trochę pomęczą. Jesteś najlepszą, pamiętaj!
OdpowiedzUsuńVanillia :*
Dziękuję, kochana! <3
UsuńNoo nie wiem co napisać.. Emocje to jest to co kocham w twoim opowiadaniu !;) Mala Mi
OdpowiedzUsuńDziękuję! :3
UsuńO mamo! Ale się podziało! Ale Ty mieszasz!
OdpowiedzUsuńPomysł z porwaniem Hermiony i Rona jest dramatyczny i wprowadza duży chaos, ale ma też swoje plusy. W końcu Draco może wykazać się swoją bohaterską stroną! Pewnie nie będzie łatwo, bo przecież Hermiona mu nie ufa... Jednak mam nadzieję, że dla własnego dobra się przełamie.
Pokazujesz Rona w zupełnie innej odsłonie. Nie jest głupiutkim i zadufanym w sobie egoistą, ale dobrym przyjacielem, który podnosi Granger na duchu. Mimo wszystko, miała szczęście, że znalazła się w tej opresji razem z nim.
Ginny jak zwykle, jako rasowa przyjaciółka, czuła, że coś jest nie halo. Całe szczęście, że nie pozwoliła Harry'emu tak łatwo odpuścić. Swoją drogą, wkurzył mnie trochę na początku jego brak wrażliwości na to, że przyjaciele nie wrócili do zamku, ale później nadrobił determinacją i decyzją pójścia do McGonagall.
Jestem przeogromnie ciekawa, co będzie dalej, czy Draco faktycznie będzie w stanie im pomóc no i oczywiście jak zareaguje na to wszystko Hermiona!
Ogólnie musk rozjomany, ale co tam. :D
Ściskam! :*
Silje.
Niedobrze się porobiło. Oj niedobrze. Mam takie dziwne wrażenie, że opowiadanie zmierza w stronę wielkiej nieszczęśliwie zakończonej tragedii. Ale może uda się Draconowi jakoś uratować ich przed najgorszym.
OdpowiedzUsuń