sobota, 17 stycznia 2015

Nowe opowiadanie :)

Nadal żyję bez komputera, ale jakoś udało mi się ogarnąć wszystkie blogowe sprawy u mojego chłopaka, więc mam przyjemność zaprosić Was na mojego nowego bloga!
Jest to kontynuacja!
Ten blog jednak nie umrze, będę wstawiała tutaj miniaturki.
A TERAZ BARDZO SERDECZNIE ZAPRASZAM WAS NA PROLOG! TUTAJ!

czwartek, 15 stycznia 2015

Dodatek: Listy Hermiony G.

Długo by tu opowiadać. Mój komputer nawalił, nie mam dostępu do niczego, a ten post ukazuje się tylko dlatego, że kiedy zauważyłam pierwsze niepokojące oznaki wirusa, zgrałam wszystkie moje pisemne prace na pendrive. Pod tym postem będzie kilka informacji dotyczących nowego opowiadania. W epilogu mogliście przeczytać o krótkich listach, które Hermiona pisała do Dracona, macie teraz okazję przeczytać kilka z nich! :)
____________________________________________________________________

20/06/1997 Londyn

Kochany Draco,
tak mi smutno tutaj i pusto... Jak mogłeś tak po prostu umrzeć i zostawić mnie tu samą? Przecież obiecałeś, że wrócisz z tej bitwy cały! Nienawidzę Cię za to, że skazałeś mnie na życie bez Ciebie. Dopiero dziś dowiedziałam się o Twojej śmierci, do tego czasu żyłam tylko nadzieją, ale i tę mi odebrano. Cały czas mam wrażenie, że przyjdziesz tutaj i powiesz mi, że wszystko będzie dobrze, że jesteś, że mnie kochasz. Nie tak powinno wyglądać nasze rozstanie. Powiedz mi, proszę, jak mam teraz żyć, budzić się, patrzeć w lustro? Czuję się winna, powinnam rzucić wszystko i uciec z Tobą gdzieś daleko... Ale Ciebie już nie ma, skazałam Cię na śmierć. Przepraszam. Niczego nie chciałabym teraz bardziej, niż móc oddać za Ciebie życie lub cofnąć czas. Tak mi wstyd, że nie było mnie przy Tobie, chcę wierzyć, że jedynym, co pragnęłaś zobaczyć w chwili śmierci byłam ja. Byłam, prawda?

Na zawsze Twoja,
Hermiona.

27/06/1997 Londyn

Kochany Draco,
minął tydzień, ale ja nadal trwam w jakimś dziwnym stanie między jawą a snem. Z każdym dniem świat staje się coraz bardziej bezbarwny, nie zdążyłam się nawet Tobą nacieszyć, umarłeś mi zbyt szybko. Zasypiam i znów widzę Twoją twarz, mogę dotknąć Cię choć w snach. Później budzę się i wraca rzeczywistość, w której Ciebie nie ma. Nie mogę jeść, ale dużo śpię, to moje wybawienie. Wszystkim mówię, że chodzi o innych poległych w bitwie, ale mi chodzi o Ciebie, zawsze chodzi tylko o Ciebie. Tęsknię za Tobą do szaleństwa.

Na zawsze Twoja,
Hermiona.

1/07/1997 Londyn
Kochany Draco,
zaczęły się teraz gorące dni. Chciałabym wyjść z Tobą nad staw albo wyjechać nad morze, żeby trochę się ochłodzić. Słyszałam, że dzieje się coraz gorzej, Śmierciożercy przejmują kolejne instytucje, a na ulicach nie jest bezpiecznie. Tylko słyszałam, bo ja nie wiem, nie wychodzę z domu, nie chcę. Zamknęłam się tutaj i mogę do woli Cię wspominać. Mówiłeś kiedyś, że chciałbyś zwiedzić ze mną świat. Ten świat nie jest już taki sam, bez Ciebie jest pusty i nic niewarty. Oddałabym wszystko za jeden Twój pocałunek...

Na zawsze Twoja,
Hermiona.



3/07/1997 Londyn

Kochany Draco,
pamiętasz jeszcze co mi obiecywałeś? Bo ja pamiętam i wiem, że nigdy nie zapomnę... Mieliśmy razem podróżować. Mówiłeś, że po zakończeniu szkoły zamieszkamy razem w małym, przytulnym domku. Będziemy mieli koty. Żartowałeś, że masz nadzieję, że nasze dzieci będą miały intelekt po mnie, a po Tobie urodę. Po wojnie miałeś przedstawić mnie ojcu i powiedzieć, że nie obchodzi Cię jego zdanie, że jesteś ze mną i nigdy nie opuścisz. Mieliśmy wyjeżdżać razem na wakacje do ciepłych krajów, zrobić kilka szalonych rzeczy... Mieliśmy tyle planów na przyszłość, a teraz została już tylko pustka w moim sercu.

Na zawsze Twoja,
Hermiona.



15/06/1997 Londyn
Nienawidzę Cię, nienawidzę! Opuściłeś mnie, zostawiłeś samą! Jak mogłeś?! Przysięgałeś, że już zawsze będziemy razem! Kłamałeś! Znów jestem sama... Jak ja mam teraz zaufać komukolwiek? Miałeś być zawsze, kiedy będę tego potrzebowała. Teraz potrzebuję, więc gdzie jesteś? To było z Twojej strony bardzo egoistyczne, umrzeć samemu... Powinnam być przy Tobie do końca, ale nie wiedziałam, że zrobisz mi coś tak okropnego! Nie wiem czy kiedykolwiek będę umiała wybaczyć Ci, że skazałeś mnie na takie życie... Ufałam Ci! Kochałam Cię! A teraz jestem sama...
Hermiona.




21/12/1997 Londyn
Kochany Draco,
dzisiaj nastąpił przełom. Ron pocałował mnie, a ja go nie odtrąciłam. Chyba uczę się żyć bez Ciebie, ale wiem, że nigdy nie pokocham go taką miłością. Czuję się trochę, jakbym Cię zdradziła... Bo przecież jeszcze nie tak dawno byłeś przy mnie i było nam dobrze. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe Rona. Przecież na pewno chcesz, żebym była szczęśliwa. Bo chcesz, prawda? Zawsze będę Cię kochać.

Na zawsze Twoja,
Hermiona.



15/02/1998 Londyn
Kochany Draco,
jest coraz gorzej. Śmierciożercy przejęli całe miasto, gnębią ludność i mordują mugoli. Mnie nadal nawiedzają koszmary. Widzę Cię prawie co noc, żywego i jak zwykle dostojnego, ale nie mogę z Tobą porozmawiać, ani Cię dotknąć. Potem zazwyczaj wszystko staje w ogniu. Chociaż nigdy nie wiedziałam Twojego ciała, mój umysł podsyła mi własną wizję. Nie mogę w niej rozpoznać Twojej twarzy z powodu krwi i siniaków, ale wiem, że to ty. Ten widok budzi mnie co noc zalaną łzami. Tak strasznie tęsknię i oddałabym wszystko, by znów Cię zobaczyć, ale boję się zasypiać.

Na zawsze Twoja,
Hermiona.


06/05/1998 Londyn
Kochany Draco,
kilka dni temu Ron mi się oświadczył. Odwlekałam odpowiedź jak mogłam, mówiłam, że to ze względu na wojnę. Że nie jestem nawet pewna, co stanie się kolejnego dnia. Nie mogę jednak opóźniać tego w nieskończoność. Ron nalega na odpowiedź, a ja nie potrafię podjąć decyzji. Zgodzę się na to jednak, chcę spróbować jednak zacząć żyć normalnie. Nie mogę opłakiwać Cię do końca życia, chociaż, uwierz, bardzo bym chciała. Łudzę się, że kiedyś go pokocham, będziemy mieli dzieci. Chociaż boli mnie, że w ich oczach nie będzie tego stalowego błysku. Nie wiem czy robię dobrze, ale myślę, że to już aby pożegnać się z przeszłością. I z Tobą. To już mój ostatni list, mam nadzieję, że mi wybaczysz. To jednak nie oznacza, że przestałam Cię kochać. Nigdy nie przestanę, choć nie miałam okazji Ci tego powiedzieć. Zegnaj, Draco.

Na zawsze Twoja,
Hermiona.



17/06/1998 Londyn

Kochany Draco,
wiem, że miałam już nie pisać, ale wszystko uległo zmianie. Znów pojawiły się koszmary, a już jutro miną dwa lata od bitwy. Prawie już nie pamiętam Twojej twarzy, ale nadal czuję zapach i dotyk. Piszę to w nocy, przerażona samotnością i ciemnością, w której kryją moje największe lęki i strachy. Czy ja wariuję? Czy wojna odbiera mi rozum? Każdy dzień może być teraz ostatni, a ja nadal myślę o Tobie, choć mniej. Mam nadzieję, że to naprawdę mój ostatni list, czas zerwać z przeszłością. Ostatecznie. Chciałabym, aby ten list był naprawdę pożegnalny. Minęły dwa lata, odkąd widziałam Cię po raz ostatni. Nie zobaczę Cię już nigdy. Mam nadzieję, że nawet we snach.

Na zawsze Twoja,

Hermiona.

______________________________________________________________

Jest to mały wstęp do mojego kolejnego opowiadania, które zacznę prowadzić już wkrótce. Pogodziliście się już ze śmiercią Dracona? Niepotrzebnie, już niedługo będę mogła zaprosić Was na kontynuację tego opowiadania! Zdecydowałam się na nią praktycznie na początku tego bloga. Będzie miała nowy adres, ponieważ chcę, aby można było czytać ją jako osobną historię, nawet dla osób, które nie znają tej. Rozbieżność czasu i miejsca akcji. Trochę inna formuła, więcej wątków pobocznych. Więcej informacji już wkrótce, jak ogarnę wszystkie sprawy związane z komputerem :)

środa, 7 stycznia 2015

Epilog

Troszkę mi przykro z powodu wyjątkowo małej frekwencji pod ostatnim rozdziałem, ale to opowiadanie i tak już się kończy. Właśnie teraz. :)
____________________________________________________________________

Leżała w swoim łóżku i wpatrywała się tępo w ścianę. Nie miała żadnych informacji od Draco i czekanie ją wykańczało. Zastanawiała się, gdzie teraz jest i co robi. Jak wygląda teraz jego życie. Czy jest teraz szczęśliwy? W roli Śmierciożercy, którym kiedyś pragnął zostać. Ilu ludzi zabił podczas bitwy?
Nagle drzwi do jej pokoju otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich Ginny. Oczy miała całe we łzach, usiadła koło Hermiony i załkała.
- Co się stało? - zapytała panna Granger nieobecnym tonem.
Ginny w odpowiedzi podała jej tylko pergamin. Hermiona zaczęła czytać list.

Droga Ginny,
Błagam, spróbuj mnie zrozumieć. Odkąd pamiętam, takie życie było spełnieniem moich marzeń. Byłem gotów umrzeć w służbie Czarnego Pana. A potem poznałem Ciebie. To nie tak, że nie miałem wyboru, miałem, po prostu dokonałem go zbyt wcześnie. Z tego nie można już się wycofać. Tylko śmierć może zwolnić nas z obowiązku w jego służbie. Nie wiem, jak dalej potoczy się moje życie, ale mam nadzieję, że nadejdą w końcu czasy, kiedy będę mógł Cię kochać bez konsekwencji. Cokolwiek by się nie zdarzyło, ja będę na nie czekał, będę czekał na Ciebie. Choćby miało to trwać całe moje życie, ja wierzę, że jest dla nas szczęśliwe zakończenie. Nie oczekuję jednak od Ciebie tego samego, zrozumiem, jeśli ułożysz sobie życie z kimś innym. Masz do tego prawo, a ja pogodzę się z Twoją decyzją. Błagam, uważaj na siebie, dbaj o swoje bezpieczeństwo! Nie próbuj się ze mną kontaktować, to niebezpieczne! Bardzo chciałbym Cię zobaczyć, ale nie mogę Cię tak narażać. Przysięgam, że jeszcze kiedyś wszystko się ułoży i że już zawsze będę Cię kochał.

Pozostaje jeszcze druga kwestia. Nienawidzę przekazywać złych wiadomości, ale jestem to winien Hermionie. Draco nie miał tyle szczęścia co ja. Wczoraj, podczas przeszukiwania zamku znaleźliśmy pod gruzami jego ciało. Nie wiem, jak mógłbym zapisać tutaj cały ból, jaki teraz czuję. Przekaż jej, proszę, wyrazy współczucia ode mnie. Musi być teraz silna, nadeszły ciężkie czasy. Ty z resztą też, nie pozwalaj sobie na słabość. Musicie się sobą opiekować.
Na zawsze Twój,
B.
PS Proszę Cię, mała, nie płacz. Z opuchniętą i czerwoną twarzą nie jesteś już taka seksowna.



Miała wrażenie, że to jakiś podły żart, że ktoś z niej okrutnie zakpił. Poczuła wściekłość w stosunku do Blaise'a. Nagle zrobiło jej się duszno, jakby zabrakło powietrza wokół niej. Świat zawirował. On nie żyje... Draco nie żyje... To ty go uśmierciłaś, zabiłaś go! Żyłby, gdyby nie ty – szeptało coś w jej umyśle.
- To niemożliwe – szeptała do siebie.
Ginny przytuliła ją mocno, a Hermiona załkała w jej ramionach.
- Tak mi przykro – powiedziała ruda dziewczyna.
Cała drżała od emocji, które miała w sobie. To wszystko dopiero przedzierało się do jej świadomości...




Siedziała i wpatrywała się w okno. Padał deszcz, a ona czuła, że pogoda dokładnie odzwierciedla jej samopoczucie. W jej sercu też padał deszcz, jeszcze wczoraj szalała burza, ale teraz lekko się uspokoiła. Powoli wściekłość i rozpacz ustąpiły miejsca pustce.
- Hermiono, musisz w końcu stąd wyjść – usłyszała obok siebie cichy głos Ginny.
Panna Granger nawet nie zauważyła nadejścia przyjaciółki. Zbyt zajęta własnymi myślami, wyłączyła się na świat.
- Nie, wolałabym tu zostać – powiedziała z pewnym opóźnieniem, wpatrując się w krople deszczu spływające po szybie.
- Nie możesz zamykać się tak w sobie, martwię się – szeptała, jakby nie chciała spłoszyć jej żadnym głośniejszym dźwiękiem.
- Powinnaś być silna, Draco nie chciałby...
- Przestań, nie mów nic więcej – Hermiona nagle spojrzała prosto na nią. - Zabiłam go, rozumiesz? Skazałam na śmierć. Nigdy sobie tego nie wybaczę, nigdy.
- Daj spokój, nie myśl tak! To nie twoja wina, rozumiesz? Nic nie mogłaś zrobić!
- Mogłam, mogłam uciec razem z nim! Żyłby, gdybym to zrobiła!
- Wymagał od ciebie zbyt wiele – Ginny mówiła spokojnie, ale w jej oczach Hermiona widziała gniew.
- Proszę, wyjdź – wyszeptała. - Chcę zostać sama.
Ginny odsunęła się od niej gwałtownie. Lekko poczerwieniała ze złości i ruszyła w stronę drzwi. Odwrócił się jeszcze tylko na chwilę.
- Wyobraź sobie, że nie tylko ty masz ciężko, Blaise nie dał już żadnego znaku znaku życia, nie wiem, co się z nim dzieje... – warknęła i wyszła, wściekle trzaskając drzwiami.
Wreszcie została sama. Upragniona, niczym niezmącona cisza... I jej myśli, wspomnienia. Nie chciała płakać, nie mogła. W jej wnętrzu panowała pustka, a oczy były suche. Wszystkie łzy wypłakała już dawno. Wyciągnęła z biurka małe, niebieskie pudełeczko i otworzyła je zaklęciem. Przez chwilę wpatrywała się w łańcuszek z zawieszką w kształcie gwiazdki, ale odłożyła go szybko, kiedy w jej oczach pojawiły się jednak jakieś łzy. Wzięła z szuflady małą, niebieską karteczkę i sięgnęła po pióro. Od jego śmierci robiła to codziennie. Pisała do niego krótki liścik, zawierała w nim wszystkie swoje uczucia. Chociaż przez tę chwilę mogła poczuć, że znów jest obok niej. Później chowała go do pudełeczka i zabezpieczała je zaklęciem. Tak było też tym razem. Atrament rozmazywał się od jej łez. Później znów wpatrywała się otępiała w okno. Bardzo chciała sobie w końcu z tym poradzić, ale czuła, jakby to było niesprawiedliwe w stosunku do niego. Jak mogła żyć normalnie, skoro jego tu nie było? Jej serce było w strzępach, a umysł nie pracował tak szybko. Rozpadała się na drobne kawałeczki dzień za dniem. Pogrążyła się w swoim cierpieniu. Bólu miłości. Miłości, której nigdy nie wyznała.

________________________________________________

Czas na trochę podziękowań.
Dziękuję Msr Black, która była ze mną od samego początku i myślę, że gdyby nie jej komentarze, poddałabym się na samym początku.
Dziękuję Lorze, która jest wyjątkowo sympatyczną i otwartą osobą, za wszystkie rozmowy.
Dziękuję Vanilli, za tyle miłych słów i za to, że potafiła mnie zmobilizować do działania.
Dziękuję Tsuki i Małej Mi za tyle miłych słów.
Dziękuję Pannie Nieporozumienie i Sije, wasze wyczerpujące komentarze zawsze były dla mnie ogromną motywacją.
 Dziękuję angusie, gdyby nie jej komentarz pod prologiem i pierwszym rozdziałem, nie pisałbym dalej.
Dziękuję też Didim, Layls, Katarzynie, Olivi, Nikicie i wszystkim, których nie wymieniłam.


Za kilka dni pojawi się na tym blogu miniaturka opisująca dalsze życie Hermiony. Nie pasowała mi do prologu, bo ma trochę inną formę. W tej notce będzie też ważna informacja dotycząca mojego nowego opowiadania.


Proszę, aby każdy, kto czytał to opowiadanie zostawił po obie komentarz z choćby jednym słowem, żebym wiedziała, ilu was było. Anonimki, czas się ujawnić :)

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział XXXII - Ostateczność.

      Czas to pojęcie względne. Może mijać bardzo szybko, wręcz niezauważalnie lub ciągnąć się w nieskończoność. Niekiedy wydaje nam się, że zupełnie stanął, a my tkwimy w nicości. Świat jednak trwa niezmiennie dalej. Ta iluzja może być czasem zgubna. Chociaż Hermionie Granger wydawało się, że wszystko nagle przystanęło, to bitwa trwała jedna dalej, a ona musiała otrząsać się ze swojej osobistej tragedii. Czas nie zatrzyma się z powodu jednego złamanego serca i ona boleśnie się o tym przekonała. Nie mogła teraz przedkładać swoich uczuć nad zadanie, które zlecił jej Harry. Wyszła szybko z pustej sali i uważnie omiotła wzrokiem cały korytarz. Odetchnęła z ulgą gdy okazał się pusty. Puściła się biegiem w stronę schodów, a potem na Wieżę Gryffindoru. Była pusta i nieprzyjemna, ogień w kominku wygasł już zupełnie. Wzięła szybko pelerynę niewidkę i założyła ją na siebie. Od razu poczuła się pewniej. Teraz mogła wszystko... Nie chciała więcej trwać w tej bezczynności. Rzuciła się biegiem na dół. Po drodze spotkała tylko jednego Śmierciożercę. Oszołomiła go zaklęciem, a potem na chwilę przystanęła. Mogła go zabić... Szybkim ruchem zerwała jego maskę. Nie znała tego mężczyzny. Wystarczyłoby tylko jedno zaklęcie... Wtedy już nigdy nikogo by nie skrzywdził. Nie obudziłby się po drętwocie, ani już nigdy... Jednego skurwysyna mniej... Wycelowała w niego różdżką.
- Avada Ke... - zaczęła, ale zacięła się.
Nie potrafiła tak po prostu kogoś zamordować. A jeżeli on też nie działał z własnej woli? Jeżeli go zmusili, szantażowali? Prawdopodobnie miał rodzinę, kogoś, kogo kochał. Nie potrafiła odebrać komuś ojca, męża, chociażby był podłym człowiekiem. Z westchnieniem opuściła różdżkę. Odebrała mu jego magiczną broń i schowała do swojej bluzy. Mogła się jeszcze przydać. Rozejrzała się po korytarzu i dwa metry dalej dostrzegła komórkę na miotły. Zaklęciem sprawiła, że ciało mężczyzny lewitowało metr nad ziemią i przetransportowała je do schowka. Upchnęła między stare miotły, a ciało związała czarami. Teraz nie powinien już uciec. Zabezpieczyła jeszcze komórkę zaklęciem wyciszającym, a drzwi zabarykadowała przy pomocy magii. Bardzo dokładnie słyszała krzyki dobiegające z parteru. Nie mogła tracić więcej czasu. Rzuciła się w stronę schodów. Im niżej się znajdowała, tym więcej krzyków wydającej rozkazy McGonagall dobiegało do jej uszu. Stanęła na schodach przerażona. Walczyło już znacznie mniej osób, a posadzka zasłana była ciałami ofiar. Kilka z nich było odziane w czarne peleryny Śmierciożerców, co dziewczyna przyjęła z pewną ulgą. Niewidzialność dodawała jej pewności siebie w walce. Podbiegła do Nevilla, który walczył z niskim i krępym mężczyzną. Poznała go od razu, to właśnie on przyczynił się do pojmania jej oraz Rona, a potem złożył w jej celi nieprzyjemną wizytę. Chciała zdjąć pelerynę, żeby wiedział, kto do pokonuje, ale nie mogła pozwolić na demaskację. Nie mogli poznać ich tajnej broni. Podeszła do nich pewnym krokiem i zaatakowała mężczyznę. Drętwota pomknęła w jego stronę i trafiła w serce, chociaż Hermiona poddawała wątpliwości jego istnienie. Neville omiótł spojrzeniem sale, ale nigdzie nie wypatrzył swojego pomocnika. Pobiegł szybko w tłum. I wtedy go zobaczyła... Leżał na ziemi z szeroko otwartymi oczami.
- Nie – wyrwało się niekontrolowanie z jej gardła.
Poczuła, jak po jej policzkach spływają pierwsze łzy. To nie mogła być prawda, to nie mógł być on... Ale jest, to z pewnością on – podpowiedział cichy głosik w jej głowie. Rzuciła się w jego stronę, przeciskając się przez zdezorientowanych ludzi. Uklękła przy nim i złapała za rękę. Była zupełnie zimna. Cała krew odpłynęła z jego przystojnej twarzy. Miała ochotę siedzieć przy nim i płakać, ale bitwa nadal trwała. Pocałowała Simona w lodowaty policzek i odeszła ze ściśniętym sercem. Rzuciła się w wir walki, byleby tylko nie myśleć o tych, którzy polegli tej nocy. Puchon nie zasłużył na śmierć. By zbyt delikatny na tę bitwę i okrucieństwo, nie miał większych szans. Hermiona kluczyła między walczącymi szukając Harry'ego. Musiała oddać mu pelerynę. Korzystała też z niewidzialności i gdzie tylko mogła, pomagała uczniom w walce. Wreszcie go wypatrzyła, pojedynkował się z jakimś nieznanym jej mężczyzną. Oszołomiła Śmierciożercę od tyłu i krzyknęła imię przyjaciela. Nie mogła zdjąć teraz peleryny, a nie chciała dotykać Harry'ego znienacka w obawie, że ją zaatakuje. Chłopak spojrzał w jej stronę i dopiero wtedy odważyła się go dotknąć.
- Odejdźmy w jakieś mniej widoczne miejsce – rzucił w przestrzeń.
Ruszył przez salę z opuszczoną różdżką, nawet nie oglądając się za siebie. Hermiona mało tego rozumiała. Nie bał się, że go zaatakują? Napotkał jej zaskoczone spojrzenie, gdy tylko zdjęła pelerynę.
- Nie atakują mnie – odpowiedział na jej nieme pytanie. - Nie rozumiem tego, ale żaden z nich mnie jeszcze nie zaatakował, jakbym zupełnie nie istniał. Zatrzymaj pelerynę, tobie przyda się bardziej.
Otarł pot z czoła. Miał taką zmęczoną twarz... Dlaczego go nie atakowali? Co, jeżeli nie taki był plan? I gdzie był Voldemort? Dziewczyna nie widziała go nigdzie tej nocy.
- A Voldemort? - zapytała patrząc na przyjaciela uważnie.
- Nigdzie go nie ma. Ten tchórz nawet nie stanął do walki!
I wtedy Hermiona go dostrzegła, jego platynowe włosy nie były już tak idealnie ułożone. Skręcał w korytarz. Uciekał?
- Przepraszam, Harry, ale muszę coś sprawdzić – szepnęła i założyła na siebie materiał.
Pobiegła za Ślizgonem, trzymając się kilka kroków za nim. On z pewnością znał plan i wiedział, co tak dokładnie się dzieje. Ścisnęła mocniej różdżkę. Znów skręcił w stronę lochów. Poczekała, aż zejdzie na dół i wtedy zaatakowała. Popchnęła go mocno na ścianę i dźgnęła różdżką jego krtań.
- Co do... - zaczął, ale drugą ręką zdjęła z siebie pelerynę. - Och, Granger.
- Uciekasz? - zapytała ze złośliwym uśmiechem.
- Czego chcesz?
- Nie mam czasu. Jesteś mi chyba coś winien. Kilka wyjaśnień – mówiła pewnym głosem, ale popękane serce bolało z każdym wypowiadanym słowem.
W odpowiedzi usłyszała tylko jego śmiech, więc przycisnęła różdżkę mocniej.
- Jaki macie plan? Dlaczego nie atakują Harry'ego? Gdzie Voldemort?
- Zapomnij, że ci powiem – mruknął.
Nie miała czasu na te słowne przepychanki. W Wielkiej Sali wciąż ginęli ludzie. Przyjrzała się Draconowi. Miał rozciętą wargę i stracił gdzieś maskę. Czuła od niego specyficzny zapach krwi, którą przesiąknięta była jego szata. Przynajmniej żył...
- MÓW, JAKI JEST PLAN! - krzyknęła.
Spojrzał na nią tylko wściekle, jednak po chwili zaczął mówić.
- Mają go tylko pilnować, nie spuszczać z oczu. Nie mogą zaatakować go żadnym zaklęciem, które mogłoby go zabić lub uszkodzić. Jet zupełnie bezpieczny. A Czarnego Pana tu nie ma, przybędzie potem, kiedy będzie już po wszystkim – zawahał się na chwilę. - Nie macie szans. Ten plan jest idealny. Za pół godziny przybędzie tu drugi oddział, ten miał was tylko osłabić, jesteśmy tylko mięsem armatnim. Co prawa nie będzie to wielu ludzi, ale sami najlepsi. Mamy pakt z kilkoma wilkołakami. Zamek niedługo spłonie, uciekajcie, póki cokolwiek z was jeszcze zostało.
- Mówisz prawdę? - warknęła.
Skinął tylko głową, a dziewczyna rzuciła się biegiem w stronę walczących. Musiała im powiedzieć... Ale czy na pewno mogła mu ufać, co jeśli to podstęp?
- Ej, Granger – usłyszała jeszcze jego krzyk i odwróciła się. - Powodzenia!
Uśmiechnęła się do niego blado i zarzuciła na siebie pelerynę. Musiała jak najszybciej znaleźć Dumbledora. To nie było zbyt trudne. Stał na samym środku i walczył z trzema Śmierciożercami. Rzucał w ich stronę zaklęcie niewerbalne, aż w pewnym momencie nastąpiła mała eksplozja i wszyscy jego przeciwnicy odlecieli na kilka metrów. Hermiona patrzyła na tę scenę wstrzymując oddech. Spojrzała w miejsce, gdzie upadł jeden z mężczyzn i jej serce przeszył skurcz. Parvati Patil leżała na ziemi w kałuży krwi. Oczy miała otwarte i Hermiona miała przerażające wrażenie, że martwa dziewczyna wpatruje się prosto w nią. Chciała do niej podbiec. Nie pomożesz jej. Jest już za późno. Nie płacz, tylko teraz nie płacz. Na żałobę przyjdzie jeszcze czas, teraz walcz – powtarzała w myślach. Upewniła się, że wszyscy są zajęci walką i zaryzykowała. Zdjęła z siebie pelerynę i podbiegła w stronę profesor McGonagall.
- Zbierz wszystkich żywych, których znajdziesz – krzyknęła nauczycielka. - Niech biegną na peron Hogwart Express! Ja też się tam pojawię, by zabrać was w bezpieczne miejsce. Nie mamy szans, zamek upadł – Hermiona zauważyła pojedynczą łzę spływającą po jej policzku.
Natychmiast wykonała polecenie. Założyła pelerynę i przezywała informację wszystkim, których spotkała na swojej drodze. Odnalazła Harry'ego oraz Rona, zarzuciła na nich również materiał, i biegli razem w stronę wyjścia. To była teraz ich jedyna nadzieja. Gdzieniegdzie widzieli też inne postacie przemykające się chyłkiem w stroną bramy zamku. Kiedy tylko już się za nią znaleźli, spojrzeli na Hogwart. Zostały z niego teraz jedynie ruiny, które stanęły w krwiożerczym ogniu. Hermiona przytuliła się mocno do przyjaciół i załkała. To miejsce było kiedyś jej domem, a teraz pochłonęło tyle bliskich jej żyć. Wiedziała, że ta bitwa była początkiem czegoś okropnego, nowej ery w świecie czarodziejów. Co stało się zresztą jej przyjaciół? Ron uspokajająco pogłaskał ją po plecach.
- Co będzie teraz? - zaszlochała.
Nie musiała być już odważna ani twarda. Mogła płakać i być słaba. To wszystko znacznie ją przewyższało. Patrzyła właśnie na coś strasznego, chociaż nie potrafiła dokładnie tego zdefiniować. Świat już nigdy nie będzie taki sam. Nie będzie już dla niej przyjaznym miejscem. Ile zostanie jej życie, kiedy Śmierciożercy przejmą kontrolę?
- Teraz deportujemy się na peron i poczekamy na Dumblerora – powiedział Harry obcym głosem.
Z pewnością zrozumiał, że przyjaciółka miała na myśli odległą, bliżej nieokreśloną przyszłość, ale on nie chciał o niej teraz myśleć. Inne odpowiedź nie przeszłaby mu przez gardło. Nie zadała więcej tego pytania, najwidoczniej zrozumiała, że nikt nie udzieli na nie normalnej odpowiedzi.
- Musimy już iść – szepnął Ron.
Hermiona kiwnęła tylko głową. Kto jeszcze poległ tej nocy? Co z Draconem? Pomógł im mimo wszystko. A co będzie z nim dalej? W tej odległej przyszłości, o której nikt nie chciał myśleć? Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i wszyscy troje deportowali się na peron. Było tam tylko kilkoro uczniów. Rozejrzała się nerwowo, ale nigdzie nie zauważyła Ginny. Była za to Luna, Lavender, Neville, pani Pomfrey i pani Sprout. Jeszcze kilkoro uczniów, z którymi Hermiona nieczęsto rozmawiała.
- Gdzie Ginny i Cho? - zapytał Harry, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie.
Już po chwili usłyszeli trzask i panna Chang deportowała się cała i zdrowa. Natychmiast podbiegła do Harry'ego i rzuciła mu się w ramiona. Załkała głośno, a chłopak pogłaskał ją uspokajająco po włosach.
- Nic ci nie jest? - zapytał cicho.
Dziewczyna pokręciła głową. Pani Sprout wyciągnęła różdżkę i zaczęła szeptać ochronne zaklęcia, na wypadek, gdyby Śmierciożercy zaczęli ich szukać. Wreszcie ich zobaczyli. Ze wzgórza schodziły dwie wysokie postacie, a jedna, drobna, lewitowała nad nimi. Hermiona poznała jej zarys już z daleka.
- Ginny – szepnęła.
Wszyscy natychmiast spojrzeli w stronę przybyszów. Dlaczego ona nie szła o własnych siłach? Co, jeśli McGonagall znalazła jej ciało i postanowiła oddać rodzinie?
- Nie, błagam, nie – mruknęła przez łzy.
Ron objął ją w pasie. Dumbledore i McGonagall byli już coraz bliżej. Mimo ciemności Hermiona widziała plamy krwi na jasnej bluzce przyjaciółki. Pani Sprout zdjęła zaklęcia ochronne i Gryfonka pobiegła w stronę Ginny. Ron podążył za nią.
- Czy on żyje? - spojrzała przerażona w stronę dyrektora.
Ginny nie poruszała się i Hermiona miała wrażenie, że nawet nie oddycha.
- Tak, ale jest bardzo słaba. Potrzebna jej natychmiastowa pomoc. Czy jest tam pani Pomfrey?
Gryfonka kiwnęła tylko głową. Dyrektor i nauczycielka wyglądali o wiele starzej niż zwykle. Oboje mieli smutek wymalowany na twarzach, a na policzkach profesor McGonagall widniały świeże ślady łez. Hermiona spojrzała na dół, gdzie siedzieli ocalali. Była ich garstka, nie więcej niż trzydzieści osób wraz z nauczycielami. Wszyscy wyglądali okropnie. Wykończeni psychicznie i fizycznie. Zeszli razem na dół, gdzie czekała już na nich cała reszta.
- Przenosimy się w bezpieczne miejsce – powiedział Dumbledore spokojnie.
- A nie czekamy na resztę? - zapytała pani Pomfrey marszcząc brwi.
- Nie mamy na kogo czekać, nikt więcej nie ocalał – profesor McGonagall załamał się głos.
Wszyscy, którzy ocaleli zamarli i wstrzymali na chwilę oddech...

___________________________________________________

To już ostatni rozdział. Teraz czeka nas już tylko epilog. Chociaż myślę, że nie będzie to koniec mojej przygody z pisaniem. Być może wrócę z nowym Dramione.